Czytelnia

Katarzyna Jabłońska

Katarzyna Jabłońska

W sali na górze

Potrzebowaliśmy tych kilku dni z papieżem, jego jasnych słów umocnienia i przynaglenia: Wiara — mówił Benedykt XVI w Częstochowie — jest obecna nie tylko w nastrojach i przeżyciach religijnych, ale przede wszystkim w myśleniu i w działaniu, w codziennej pracy, w zmaganiu się ze sobą [...], ponieważ sprawia ona, że nasze życie jest przeniknięte mocą samego Boga.

Chociaż wiara nie sprowadza się jedynie do nastrojów i przeżyć religijnych, to jednak one również mają swoje znaczenie, potrafią być iskrą wszczynającą wielki ogień. Ten ogień ogarnął świat podczas umierania Jana Pawła II, wydarzyło się wtedy coś zdumiewającego — świat, który tak panicznie boi się starości, cierpienia, słabości i śmierci, właśnie je postawił w centrum uwagi. Pielgrzymka Benedykta XVI do naszego kraju, którą śledziło kilka milionów Polaków, wiodła szlakiem niezwykłego świadka wiary, jakim był Jan Paweł II. Bardziej niż podróżą sentymentalną okazała się jednak — tak zamierzył ją sobie Benedykt XVI — głęboką katechezą; przyniosła także zakończenie narodowej żałoby po Janie Pawle II.

Koniec żałoby nie oznacza zapomnienia, jest raczej świadectwem wiary — oto nie szukamy już żywego pośród umarłych, nie pogrążamy się coraz mocniej w smutku, ale składamy świadectwo wiary w zmartwychwstanie i Zmartwychwstałego, którego namiestnikiem na ziemi jest teraz następny papież: Benedykt XVI.

Chociaż wiele wskazywało na to, że po Janie Pawle II każdy kolejny papież będzie już naszym papieżem (to jedno z wielu dokonań polskiego Papieża), to jednak istniała dość oczywista obawa, że wizyta Benedykta XVI w Polsce przebiegać może w cieniu jego wielkiego poprzednika. To, że tak się nie stało, jest przede wszystko zasługą samego Benedykta XVI. Papież Niemiec od początku swojego pontyfikatu zjednywał sobie Polaków wrażliwością, teraz kiedy był naszym gościem, mogliśmy niejako osobiście doświadczyć jego prostoty i delikatności. Ku zdumieniu samych Polaków, porównywanie obecnego papieża z jego poprzednikiem stopniowo i w naturalny sposób się wyciszało, zastąpił je dialog życzliwości i sympatii. A chłód i ulewy, które mocno dokuczyły uczestnikom papieskich spotkań, uznać można za swoistą próbę uczuć.

Polacy reagowali na słowa i obecność papieża z południowym niemal temperamentem, a zarazem z uwagą. Odpowiedzią na słowa wypowiadane przez papieża po polsku — każdego dnia śmielej i lepiej — były liczne transparenty po włosku i niemiecku (!!!). Na krakowskich Błoniach młodzież skandowała hasło podpowiedziane przez jednego z biskupów: Benedetto, Dio te ha eletto (Benedykcie, Bóg cię wybrał). Okazywane Ojcu Świętemu ciepło i radość sprawiły, że nieśmiały Benedykt XVI stawał się coraz mniej usztywniony, w końcu promieniał radością,.

Na lotnisku w Balicach Polacy żegnali już swojego papieża, z którym trudno się było rozstawać. I jemu chyba niełatwo było wyjeżdżać, a słowa o „moim Krakowie” — przygotowane, jak można przypuszczać, jeszcze przed pielgrzymką — zabrzmiały ciepło i autentycznie.

Mozart teologii

Motywem powracającym w różnych podsumowaniach, a także prywatnych rozmowach o wrażeniach z papieskiej pielgrzymki, są oczywiście jego słowa. Ktoś trafnie nazwał Benedykta XVI Mozartem teologii, twierdząc, że jego przemówienia są tak klarowne, a przekaz tak krystaliczny, że trafić mogą nie tylko do wyrobionego teologicznie i religijnie słuchacza, ale również do osób niewykształconych czy niereligijnych. Dowodem na słuszność tych słów może być i to, że pośród słuchaczy Benedykta XVI zdarzali się również... pierwszoklasiści, byli oni w stanie — miałam okazję to obserwować — z uwagą i zrozumieniem wysłuchać fragmentów jego homilii.

1 2 3 4 5 6 następna strona

Katarzyna Jabłońska

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?