Czytelnia

Józef Majewski

Wiara infantylna, wiara dojrzała

Z ks. Dariuszem Kowalczykiem, prowincjałem Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej Towarzystwa Jezusowego, rozmawia Józef Majewski

Józef Majewski: Czy spotkał się Ksiądz z takim zachowaniem dorosłych katolików, że pomyślał Ksiądz: „Mój Boże, dorośli ludzie, a zachowują się jak dzieci!”?

Dariusz Kowalczyk SJ: Z pewnym zdziecinnieniem czy infantylizmem spotykam się także w swojej osobistej historii wiary. Zresztą, nie będę przekorny, kiedy powiem, że właściwie wszyscy chrześcijanie, czy indywidualnie, czy jako Kościół, są z natury rzeczy w jakiejś mierze infantylni. Dwa tysiące lat chrześcijaństwa można by opisać jako historię wychodzenia z niedojrzałości w wierze. Ciągle zmierzamy kub dojrzałości, której wzór mamy w Kazaniu na górze. Kiedy osobiście konfrontuję się z tym Kazaniem — na modlitwie, w codziennych obowiązkach kapłańskich — to wyraźnie widzę, że moja wiara wciąż jest niedojrzała.

Dlatego myślę, że dobrym mottem do naszej rozmowy mogą być słowa św. Pawła: „A ja nie mogłem, bracia, przemawiać do was jako do ludzi duchowych, lecz jako do cielesnych, jak do niemowląt w Chrystusie. Mleko wam dałem, a nie pokarm stały, boście byli niemocni; zresztą i nadal nie jesteście mocni” (1 Kor 3, 1-2).

Moje pytanie dotyczy jednak nie stopniowego rozwoju w rozumieniu swojego chrześcijaństwa, lecz zawinionego infantylizmu w wierze. Myślę o postawie, która nie jest czymś naturalnym dla wiary, lecz jest dla niej zewnętrzną przeszkodą czy zawadą

— Oczywiście, istnieje taka niedojrzałość, która nie wynika z logiki Ewangelii, która jej przeszkadza. Jest zdziecinnienie zawinione — czy to przez nas samych, czy przez nasze środowisko.

Często się Ksiądz spotyka z taką postawą?

— Zazwyczaj, kiedy pyta się duchownego o tego rodzaju infantylizm, zakłada się, że będzie podawał przykłady zdziecinnienia świeckich chrześcijan. Ale ja zacznę od swojego zakonnego ogródka. Od razu przychodzi mi na myśl niedojrzałość, wręcz właśnie infantylizm w przeżywaniu przez zakonników, i w ogóle duchownych, ślubu posłuszeństwa, tak istotnego w ich życiu. Infantylizm przejawia się tu w dwóch skrajnych postawach, które jednak łączy podobnie niedojrzałe przeżywanie odpowiedzialności. Pierwsza postawa — dana osoba traktuje każde polecenie czy prośbę przełożonych niczym zamach na swoją wolność i zaczyna protestować. Tak jak dziecko tupie, złości się, że „nie chce i nie pójdzie”. Druga skrajność to przeżywanie posłuszeństwa w sposób bierny — „róbcie ze mną, co chcecie, mam iść tam, to pójdę, ale ani kroku więcej”. Obie postawy są całkiem wygodne, bo pozwalają unikać ciężaru odpowiedzialności.

Jak wobec tego dojrzale przeżywać posłuszeństwo w wierze?

— Zbawienny może tu być tylko dialog. Bez szczerej rozmowy, bez wyrażenia swoich pragnień czy zamiarów i wysłuchania drugiej strony nie będzie dojrzałego przeżywania posłuszeństwa. Niemniej proces dialogu w którymś momencie dobiega końca i zapada decyzja. W przypadku osób zakonnych podejmuje ją przełożony.

Przejdźmy teraz do świeckich. Czy ich infantylizm jest podobny?

— Z moich spotkań i rozmów, a przede wszystkim z wysłuchanych spowiedzi, wynikałoby, że infantylizm świeckich w jakiś szczególny sposób dotyka sprawy przebaczenia. Można spotkać ludzi skądinąd pobożnych, oddających się takim czy innym praktykom, zaangażowanych w życie Kościoła, którzy wobec zadanej im krzywdy są niezdolni do przebaczenia. Same kłótnie to nic zdrożnego, problemem jest brak gotowości czy nieumiejętność przebaczenia, wyciągnięcia ręki na zgodę. Dzieci kłócą się często, ale zwykle szybko się przepraszają i przechodzą nad tym do porządku dziennego, „dorosłe dzieci” zdają się mieć tej zdolności jak na lekarstwo.

1 2 3 4 5 6 7 8 następna strona

Józef Majewski

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?