Czytelnia

Muzyka

Kalina Wojciechowska

Wirtuozi dźwięków i smaków

W przypadku muzyki ograniczenie się do wykonania tego, co na papierze, grozi nie tylko geometryzmem, ale też odbiega zarówno od autentyzmu jak i autentycyzmu.1 Warto przypomnieć, że — według Richarda Taruskina — między tymi pojęciami istnieje podobna zależność jak pomiędzy określeniami helleński i hellenistyczny: drugi element w każdej z tych par zawiera sporo naleciałości obcych czasowo i kulturowo elementowi pierwszemu. Skoro wiadomo, że improwizacja była stale obecna w muzyce dawnej, nie można z niej rezygnować, trzeba tylko wiedzieć, na ile można sobie pozwolić w ramach określonej konwencji. Podobnie jak w kuchni, tak i w muzyce improwizacja wymaga wielkiego doświadczenia, znajomości i czucia ducha epoki, znajomości stylów i oczywiście sporej odwagi i wyobraźni. Problem polega na tym, że wielu muzyków, którzy porzucili klasyczną grę i zwrócili się ku muzyce historycznej, improwizować musi się dopiero nauczyć. Umiejętności tej nie wynosi się ze szkoły, rzadko gości ona w filharmonii, jest zbyt ulotna, efemeryczna, by poddała się wszechobecnemu w klasyce kanonizmowi.

Przygotuj odpowiednie naczynie

W czasach, gdy garnki wykonywano głównie z miedzi, zbędne było dodawanie „gotuj w garnku miedzianym”, w dzisiejszych edycjach książek kucharskich taka informacja jest konieczna, jeśli kuchnia ma być postrzegana jako dawna. Z drugiej strony — samo gotowanie w miedzianym rondlu nie spowoduje, że uzyska się smak taki, jak przed wiekami. Nawet jeśli garnek ten zostanie wyciągnięty z babcinej piwnicy lub będzie wypożyczonym z muzeum eksponatem z certyfikatem pochodzenia z XVII w. Ponadto czas nie sprzyja miękkim naczyniom miedzianym, które nie tylko odkształcają się, ale też pokrywają kamieniem, a nawet toksycznym grynszpanem. Gdy wejdzie się do kuchni w Hampton Court, gdzie do dziś przygotowywane są dania z czasów Tudorów, naczynia lśnią czystością i nowością, jakby zostały zrobione wczoraj, choć kształt i materiał pozostają takie, jak dawniej. W tych właśnie naczyniach dzisiejsi wirtuozi historycznej kuchni przygotowują potrawy bazując na szesnastowiecznych recepturach. Podobnie z instrumentami. Gra na oryginalnych instrumentach z epoki nie sprawi, że muzyka zabrzmi jak przed czterystu laty. Tym bardziej, że czas jest również wrogiem instrumentów: drewno się rozsycha lub wilgotnieje, struny wyciągają, ramy zniekształcają. Gra na oryginalnych instrumentach często postrzegana jest właśnie jako „balsamowanie zwłok”, sztuczne ożywianie martwych już przedmiotów lub przesadna ortodoksja. HIP-isi wolą sięgać po instrumenty wykonane współcześnie wedle dawnych planów, choć nawet w ich gronie pokutuje „mit Stradivariusa”. Bardzo obrazową — w najbardziej dosłownym znaczeniu tego słowa — argumentację przedstawił jeden z HIP-isowskich weteranów, oboista Bruce Haynes:

„Lubię, gdy barokowe skrzypce wyglądają jak nowe, czyli tak, jak wyglądały w epoce baroku. Lubię, gdy moja muzyka brzmi jak nowa, tak jak brzmiała wtedy [...]. Chcę widzieć barok jak on sam był postrzegany, gdy był teraźniejszością. [...] Na starych obrazach instrumenty wyglądają jak nowe.”

1 2 3 4 następna strona

Muzyka

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?