Czytelnia

ks. Andrzej Luter

ks. Andrzej Luter, Wstydzę się, więc jestem, WIĘŹ 2005 nr 3.

W „Truflach” spotykamy go we francuskim klasztorze trapistów. Chciał nawdychać się „pustelniczego” powietrza. Spotkał tu przyjaciela Michała, byłego dominikanina. Jestem osłabiony... i przychodzę do ciebie jak do guru — mówił trochę żartobliwie, ale przecież szczerze. Ks. Wacław zdobywał ludzi, ale w jego postawie nie ma triumfalizmu i pychy. Targały nim przecież sprzeczności i wątpliwości, co potwierdzają jego rozmowy z Michałem w klasztorze trapistów.

Michał to tzw. postać z kluczem, jak kilka innych w powieści, chociażby epizodycznie pojawiający się abp Żywczyński i bp Wawelski, nie mówiąc już o bardzo ważnej postaci, czyli o Norbercie, byłym księdzu, a obecnie policjancie. Wiele postaci to zbitka kilku autentycznych osób. Nie da się ukryć — książki Grzegorczyka są popularne także z powodu tych środowiskowych smaczków. Powiedzmy jednak od razu, że żadna postać nie jest dokładnym odzwierciedleniem tej rzeczywistej. Nie ma co szukać sensacji. Wyobraźnia autora została po prostu skonfrontowana z jego znajomością opisywanej rzeczywistości.

Podobnie, jak w „Adieu”, tak i w „Truflach” brakuje jednoznacznie określonego bohatera dramatu. Nie jest nim Groser, jakby sugerowały podtytuły obydwu powieści. W „Truflach” akcja ogniskuje się wokół Pawła, Krystiana i Grosera, a także klasztoru getsemanek. Autor próbuje dotknąć wielu trudnych spraw Kościoła. Na szczęście pozbył się maniery publicystycznej, która tak mocno raziła w „Adieu”. Grzegorczyk nie unika gorących spraw znanych z mediów, ale tym razem mają one swoje uzasadnienie fabularne. Nie ma też dowcipów księżowskich, które bardzo irytowały w „Adieu”. A przede wszystkim główne postacie „Trufli” zostały lepiej napisane, są bardziej krwiste i mniej schematyczne. Nie ma także przesadnej wielowątkowości, która była wadą pierwszej części.

Akcja zagęszcza się z każdą przeczytaną stroną, nieszczęścia spadają na bohaterów lawinowo. Dramaturgia ma swoje prawa. Grzegorczyk ponownie potwierdza, że rozumie „struktury”, jego bohaterowie mają właściwą perspektywę, małość i grzeszność człowieka nie zaburzają im na ogół poczucia świętości Kościoła. Należy założyć, że główny problem powieści wyznaczają nam tytułowe „trufle”. Popatrzmy zatem w tej perspektywie na naszych bohaterów.

Od cielesności nie można uciec. Jest człowiekowi zadana. Poprzez ciało doświadczamy siebie i innych. Ks. Józef Tischner pisał: Ciało żyje obok ciała, ciało styka się z innym ciałem, bawi się nim, igra lub gra, kocha, płodzi i rodzi, umiera wreszcie. Ciało obiecuje szczęście, ale może również zabić. Jezus wyraźnie tłumaczy, że przyczyną grzechu nie jest zewnętrzny wymiar cielesny, ale wewnętrzny stan ducha: Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby go uczynić nieczystym; lecz co wychodzi z człowieka to czyni go nieczystym (...) Całe zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym (Mk 7, 15-23). Paweł powie w czasie dramatycznej spowiedzi, do której przystąpił w innym mieście, żeby nie zostać zdemaskowanym, że jego upadek to był moment słabości, próba uśmierzenia egzystencjalnego bólu i samotności. Kochał Kościół, a zarazem coraz mniej akceptował struktury i to, co się w nich dzieje. Trudno znaleźć ten moment, w którym coś załamało się w jego wnętrzu. Cenił Grosera, ale nie szukał u niego pomocy, inni zajęci byli sobą. W gruncie rzeczy przypadkowe spotkanie z Zuzanną, na dodatek związane z sakramentem pojednania, rujnuje jego życie, i tak już niestabilne.

poprzednia strona 1 2 3 następna strona

ks. Andrzej Luter

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?