Czytelnia

Monika Waluś

Monika Waluś, Wszyscy jesteśmy adoptowani, WIĘŹ 2008 nr 6.

Bycie małżeństwem bezdzietnym z pewnością wymaga wiele heroizmu i miłości. Adopcja może być tu jednym z rozwiązań, z pewnością jednak nie dla wszystkich i nie na każdym etapie życia – wymaga osiągnięcia etapu „Bądź wola Twoja”. A ten może być bardzo, bardzo trudny, zwłaszcza, jeżeli para doświadczyła nieporównywalnego z niczym bólu śmierci swych już poczętych dzieci przed ich narodzeniem.

Wszelkie próby doradzania adopcji parze bezdzietnej muszą więc brać pod uwagę zarówno indywidualne powołanie pary, jej doświadczenia i możliwości, jak również reakcję otoczenia. Nie każdy ma siłę, by oznajmić swą decyzję o adopcji jako ostateczną i wiążącą dla całej rodziny. Istnieją małżeństwa, którym w przypadku adopcji teściowie zagrozili zerwaniem wszelkich kontaktów.

PODEJRZANI

Pary, które mają swoje dzieci i decydują się adoptować dziecko w Jego imię, traktowane są często jak podejrzani i dziwacy. Ci, którzy chcą założyć rodziny zastępcze, muszą nieraz usprawiedliwiać swe poświęcenie, otrzymują też w Polsce bardzo niewiele pomocy ze strony państwa i nierzadko nieprzyjemne uwagi otoczenia. Słabości czy niedoskonałości rodzin zastępczych traktowane są zaś jako świetny temat dla mediów, często atrakcyjniejszy niż los dzieci w domu dziecka. Czy to nie zdumiewające, że ci, którzy leczą rany, przyjmują słabych, tworząc często heroiczną wspólnotę, są skarbem społeczeństwa i Kościoła – postrzegani są jako podejrzani hobbyści, sami sobie winni? Być może za mało mówimy w duszpasterstwie o przysposobieniu i rodzinie zastępczej jako drodze życia? Czy na pewno znane są słowa Jana Pawła II: rodziny chrześcijańskie winna ożywiać większa gotowość do adopcji i przysposobienia dzieci pozbawionych rodziców czy też opuszczonych?

Przysposobienie dzieci poprzedza zazwyczaj czas rozeznania, pewnego pogodzenia się z sytuacją bezdzietności i możliwością adopcji, podejmowania decyzji we dwoje, podzielenia się z osobami obcymi tajemnicą bólu braku dziecka. To także czas poddania się określonym procedurom, pokonania nieraz oporu najbliższego otoczenia i wreszcie zgody na dziecko, które było nieprzyjętym darem dla kogoś innego, a dla nowych rodziców jest podwójną niewiadomą. Jego przyjęcie oznacza wyrzeczenie się przeświadczenia, że najbardziej liczą się więzy krwi.

Rodzina adopcyjna zakłada właśnie coś więcej niż tylko więzy krwi, geny czy poczucie jedności ciała. To ciekawe, że Biblia nie mówi o jedności ciała w stosunku do dzieci, lecz małżeństwa, a więc dwojga niespokrewnionych ludzi. Jedność ciała nie oznacza więc, wbrew epoce patriarchalnych rodów, wyłącznie więzów klanu, lecz więzy z wyboru. Szczególnym patronem pomysłu na znaczenie związków duchowych, dokonywanych nie ze względu na wspólne pochodzenie, interes rodu czy względy ciała jest sam Jezus. Proponuje tym, którzy opuszczą rodzinę w Jego imię, nowe więzi i nową rodzinę. A w pewnym momencie – nawiązując do wizyty swej własnej Matki – stawia mocne pytanie: Kim jest moja matka i moi bracia?

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 następna strona

Monika Waluś

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?