Czytelnia

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Paweł Sowiński

Wszyscy jesteśmy turystami

Krótka historia odpoczynku

Nic nie jest w stanie zatrzymać nas w domu. Nawet w weekendy staramy się gdzieś wyjechać. W lipcu i sierpniu zawsze pustoszeją duże miasta, a praca jakby zamiera. Rytualnym tematem rozmów, ale i miarą prestiżu społecznego, stają się plany urlopowe. Zmartwienie wywołuje zła pogoda, a w nadspodziewaną radość wprawia nas zakup korzystnej oferty w biurze podróży lub taniego biletu. Zresztą zabiegi z tym związane zaprzątają nasze myśli już na długo przed rozpoczęciem sezonu. Trwają gorączkowe zakupy sprzętu turystycznego oraz obmyślanie szczegółów podróży i atrakcji na miejscu. Lotniska i drogi przeżywają oblężenie, a właściciele restauracji i hoteli w popularnych miejscowościach notują najlepsze wyniki w całym roku. Tak zafascynowani wypoczynkiem jesteśmy jednak od dość niedawna. Jeszcze dwieście lat temu nie istniało nawet słowo turystyka.

Elitarnie czy egalitarnie?

Pojawienie się czasu wolnego, który można wykorzystać na podróżowanie dla rozrywki, to w dużym skrócie zasługa wieku XIX. Pod jego koniec znana była już większość współczesnych form wakacji, jak stacjonarne wyjazdy na wieś, nad wodę czy w góry, a także turystyka wędrowna i kolonie młodzieżowe. Wraz z upowszechnianiem się w Europie pracy najemnej i urlopów oraz poprawą sytuacji materialnej ludności turystyka zataczała coraz szersze kręgi. Urlop poza miejscem zamieszkania staje się ucieczką od zatrutych, hałaśliwych i zatłoczonych miast epoki przemysłowej. W dawniejszych czasach dalsze wyjazdy wymagały długotrwałych przygotowań i zazwyczaj poważniejszego powodu niż sama chęć poznawania świata. Kolej, potem samochód, a wreszcie samolot odmieniły zupełnie tradycyjne wyobrażenia o potrzebie i tempie podróży. Rozumieli to dobrze ludzie, którym przyszło żyć w zupełnie różnych pod tym względem epokach. Żyjemy w wieku samolotów-odrzutowców i kiedy za naszej młodości wyprawa za ocean była dostępna tylko wybranym. Dziś jest to przejażdżka niemal masowa — jak kiedyś wycieczki Kazimierza Czapińskiego z Turowca na Kasprowy Wierch — pisał w 1981 roku do Lidii Ciołkoszowej Zygmunt Gross.

Wiek XX to nieustanny pochód turystyki, od krajów Europy Zachodniej, gdzie się narodziła, aż po wszystkie kontynenty (parę lat temu uchylono nawet szlaban graniczny dla pierwszych turystów z Korei Południowej do Północnej!). Podbój ten następował nie tylko w przestrzeni, ale również w wymiarze społecznym. Wcześniej wypoczynek były domeną ludzi zamożnych i wykształconych w Polsce początkowo ziemiaństwa, bogatego mieszczaństwa i inteligencji. Dzisiaj coraz mniej osób wyobraża sobie przebywanie przez cały rok jedynie w domu i najbliższych okolicach. Przejście od turystyki elitarnej, która była jeszcze typowa dla przedwojennej Polski i innych krajów, do masowej wyraźnie widać w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, kiedy to w Europie skokowo rośnie liczba wypoczywających. W połowie szóstej dekady już około 40% Francuzów wyjeżdżało na coroczne wakacje, a w wolniej rozwijającej się Polsce zapewne około 30%. Do modnych kurortów zaczęli coraz śmielej zaglądać robotnicy i, w mniejszym stopniu, chłopi, co wcześniej przekraczało nie tylko ich możliwości finansowe, ale i horyzonty umysłowe. W połowie lat siedemdziesiątych amerykański socjolog Dean MacCannell nie zawahał się ogłosić, iż wszyscy jesteśmy turystami.

1 2 3 4 5 następna strona

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?