Czytelnia

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Tomasz Wiścicki

Wyszczerbiony miecz sprawiedliwości

Dyskutują: dr Janusz Kochanowski (prawnik, Uniwersytet Warszawski, fundacja „Ius et Lex”), prof. Wiktor Osiatyński (prawnik, socjolog, Uniwersytet Środkowoeuropejski) i dr Zbigniew Stawrowski (filozof, Instytut Studiów Politycznych PAN, Instytut Myśli Józefa Tischnera) oraz Tomasz Wiścicki („Więź”)

„Więź”: Wydaje się, że następuje u nas swego rodzaju rozejście się pojęć prawa i sprawiedliwości. Jest to o tyle dziwne, że ich związek wydawał się oczywisty. Sądy, stosując prawo, mają wymierzać sprawiedliwość — to wydaje się bezsporne i znalazło swój wyraz także w określeniu „wymiar sprawiedliwości”. Tymczasem ostatnio odwoływanie się do sprawiedliwości stało się czymś podejrzanym. Z jednej strony — bywa ona przeciwstawiana prawu, w domyśle: bezdusznemu, nieludzkiemu, niesprawiedliwemu. A z drugiej strony — samo wspomnienie sprawiedliwości wywołuje często u prawników żachnięcie: my jesteśmy od prawa, a jeśli ktoś mówi o sprawiedliwości, to widać chodzi mu o jakiś samosąd. Dziwnie rzadko natomiast słychać, że prawo ma służyć sprawiedliwości.

Wiktor Osiatyński: Sprawiedliwość funkcjonuje w dwóch, a właściwie w trzech porządkach: społecznym, prawnym i moralnym. Pojęcie sprawiedliwości społecznej było nadużywane, służąc legitymizacji bardzo niesprawiedliwych porządków i interesów. Samo pojęcie sprawiedliwości zostało przez to nadwyrężone. Ale co ważniejsze — to pojęcie jest zarówno kategorią prawną, jak i moralną. W sensie prawnym mamy do czynienia ze sprawiedliwością retrybutywną, polegającą przede wszystkim na właściwej odpłacie za czyn, stosowaną przede wszytskim w prawie karnym, albo restytutywną, zmierzającą do przywrócenia stanu poprzedniego lub zrównowaźenia szkody, stosowaną głównie w porządku prawa cywilnego.

Następuje dzisiaj u nas bardzo ważny i bardzo trudny proces przechodzenia od kultury opartej o normy moralne do kultury opartej o normy prawne. W systemie komunistycznym normy prawne nie miały legitymacji, były narzucone z zewnątrz, były też w jakimś sensie okrutne. Ludzie im nie ufali, w związku z czym wytworzył się cały system kultury normatywnej, którą nazywam moralistyczną. Taka jest kultura każdego podziemia, opozycji, grupy uciemiężonej przez prawo zewnętrzne. Pozwala ona takiej grupie przetrwać i utrzymywać wewnątrz niej pewne normy, często bardzo rygorystyczne. Jednocześnie taka kultura jest przeważnie dosyć nietolerancyjna wobec innych — bo w podziemiu, w opozycji trudno o szeroką gamę tolerancji. W takiej kulturze nie ma procedur gwarantujących, dających ochronę, na przykład przed klątwą. Klątwa jest totalna — jest moralistycznym aktem wymierzenia kary.

Ta transformacja od kultury moralistycznej do kultury prawnej odbywa się w pewnym sensie kosztem moralnego pojęcia sprawiedliwości. Kiedy zaczynamy tworzyć społeczeństwo, w którym — jak zakładamy — procedury mają chronić podejrzanych, nie można rzucić klątwy na podstawie podejrzenia, istnieje duża doza tolerancji, a prawa i procedury chronią ludzi, których zachowanie może się spotykać z dezaprobatą, ale prawnie powinno być tolerowane — powstaje z tego powodu sporo zamieszania. Na dodatek w życiu publicznym coraz częściej uznaje się, że świństwo nie może zostaćętnowane moralnie, dopóki sąd nie ukarze jego sprawcy prawomocnym wyrokiem za przestępstwo. Zatarcie granicy między przestępstwem a niedopuszczalną w życiu publicznym nieprzywoitością jest bardzo groźne.

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 następna strona

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Tomasz Wiścicki

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?