Czytelnia

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Tomasz Wiścicki

Wyszczerbiony miecz sprawiedliwości, Dyskutują: Janusz Kochanowski, Wiktor Osiatyński, Zbigniew Stawrowski, Tomasz Wiścicki, WIĘŹ 2005 nr 1.

J. Kochanowski: Możliwość ponoszenia odpowiedzialności stanowi o godności człowieka, który tej odpowiedzialności podlega. Jest nie tylko tak, że kara jest następstwem jego odpowiedzialności — jest także odwrotnie. Wymierzenie mu kary stanowi uznanie jego odpowiedzialności, a wykonanie tej kary jest drogą do przywrócenia mu tej godności, którą zatracił jako sprawca przestępstwa.

„Więź”: Pomysł mediacji w przypadku drobniejszych przestępstw wydaje się bardzo nęcący. Cóż może być piękniejszego niż pojednanie ofiary ze sprawcą, wybaczenie krzywdzicielowi, który zrozumiał, że wyrządził zło? Mam jednak wrażenie, że w praktyce ofiara podlega tu swego rodzaju szantażowi moralnemu. Przychodzi do niej sprawca, mówi, że pojął, jakie zło wyrządził i na podstawie takiej deklaracji — której szczerość jest niezmiernie trudna do zweryfikowania — razem z mediatorem oczekują, że pokrzywdzony wybaczy i się pojedna. I niech ten śmie się nie pojednać! Okaże tym samym swą nędzę moralną — odrzuci wyciągniętą rękę nawróconego sprawcy. W ten sposób państwo wycofuje się ze swojego zobowiązania do ukarania przestępcy, przerzucając całą odpowiedzialność na ofiarę przestępstwa, która nie dość, że została pokrzywdzona, to jeszcze może się okazać gorsza moralnie od nawróconego w międzyczasie sprawcy...

W. Osiatyński: Odczuwam wiele sceptycyzmu wobec uproszczonego modelu mediacji, o którym często słyszymy i mówimy, natomiast jestem ogromnym zwolennikiem modelu sprawiedliwości naprawczej — takiego na przykład, jaki funkcjonuje w Nowej Zelandii, obowiązkowo wobec osób nieletnich i nieobowiązkowo wobec pełnoletnich. Ten model niczego nie wymusza ani na ofierze, ani na sprawcy. Przewiduje on dwie drogi: jedną — normalnej, tradycyjnej odpowiedzialności karnej przed sądem, a drugą — właśnie restytutywną, konferencji naprawczej. Muszą się nią zgodzić obie strony — i sprawca, i ofiara.

W dwudziestoletnich już doświadczeniach sprawiedliwości naprawczej w Nowej Zelandii jest jedna rzecz, którą nie bardzo mogę pogodzić z teorią profesora Kochanowskiego. Podobnie jak wiele innych osób, w imieniu ofiar żąda on, żeby winnych ukarać surowo. Otóż według procedury nowozelandzkiej po pierwszej wspólnej konferencji, podczas której ustala się fakty, rozdziela się grupę sprawcy i grupę ofiary. Sprawca z rodziną, adwokatem, jakimś doradcą — oraz ofiara z bliskimi, działaczem społecznym, czasem policjantem, idą do dwóch osobnych pokojów i zastanawiają się, jakie konsekwencje powinien ponieść sprawca, żeby po pierwsze — czegoś się nauczył, a po drugie — przywrócony został naruszony ład w społeczności, a ofiara też miała satysfakcję. Okazuje się, że w ponad 90 procent przypadków grupa sprawcy jest surowsza od grupy ofiary! Myślę, że dużo ludzi o punitywnym nastawieniu podsyca spiralę przemocy, ponieważ surowa kara jest pewną formą przemocy — co nie znaczy, że jestem przeciwnikiem surowych kar, jeszcze raz to podkreślam.

J. Kochanowski: Kwestia, czy ofiara domaga się kary bardziej surowej, czy mniej, jest ważna, ale drugorzędna. Odpowiedzialność i sankcja funkcjonują przede wszystkim — powtórzę to raz jeszcze — w interesie społecznym. Zagrożenie karą, jej wymierzenie oraz wykonanie stanowią potępienie wyrządzonego zła i potwierdzenie, że pewne reguły obowiązują, a ten „porządek prawny”, który chce narzucić sprawca — nie może być zaakceptowany. Jeśli się tego nie zrobi, następuje dezintegracja społeczna.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 następna strona

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Tomasz Wiścicki

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?