Czytelnia

Historia

Polacy - Niemcy

Z Niemcami po Jedwabnem, Dyskutują: Marek A. Cichocki, Jan M. Piskorski, Thomas Urban, Klaus Ziemer, WIĘŹ 2006 nr 5.

M. A. Cichocki: Dlaczego debata jedwabieńska nie rozwinęła się w głębszą debatę między Polakami a Żydami? Moim zdaniem właśnie dlatego, że cały czas w jej tle obecny był kontekst niemiecki. Gdybyśmy mogli sobie tę kwestię ze stroną żydowską przedyskutować sami, to moim zdaniem później byłoby nam znacznie łatwiej uczestniczyć w dalszym ciągu tej debaty także z partnerami z Niemiec. Myślę, że dla wielu ludzi w Polsce wizja dyskutowania od razu w trójkącie Polacy – Żydzi – Niemcy była nie do zaakceptowania, nawet – powiem szczerze – przerażająca. Ale zgadzam się z tezą, że z punktu widzenia polskiej debaty nad historią i pamięcią kwestia dyskusji o Jedwabnem odegrała ogromną rolę.

W tej kwestii rodzi się jeszcze jedno pytanie. Pan Urban powiedział, że tam nie było państwa polskiego, tam nie było polskiej polityki. Zatem na jakiej płaszczyźnie mam odnaleźć się w poczuciu wspólnej odpowiedzialności, jeżeli jednocześnie przez cały początek lat dziewięćdziesiątych czytałem, że istnieje tylko i wyłącznie pamięć indywidualna, że pamięć zbiorowa jest wymysłem? To była przecież teza formułowana przez polskich historyków! Czy miałbym ją w takim razie budować na wąsko pojętym poziomie etnicznym, ponieważ mordercy z Jedwabnego mówili po polsku? Ponieważ byli katolikami? Ja akurat nim nie jestem…

T. Urban: Do dziś myślę o dyskusji, której byłem świadkiem rok temu na Uniwersytecie Warszawskim. Polska studentka powiedziała wtedy: mam 22 lata, studiowałam rok w Bonn, i wszystko byłoby bardzo dobrze, gdyby nie fakt, że moi niemieccy koledzy nic nie wiedzieli o Powstaniu Warszawskim. Potem wstał inny student i odpowiedział: ja też mam 22 lata, jestem Niemcem, zgadzam się z tobą, że intelektualista musi znać historię, szczególnie my Niemcy powinniśmy wiedzieć, co było największą tragedią w tym kraju. Ale co to zmieniłoby między tobą a mną, gdybyś ty miała świadomość, że ja coś wiem albo nic nie wiem o Powstaniu?

M. A. Cichocki: Takie myślenie wprowadza pewien zamęt w dyskurs publiczny. W Niemczech bardzo często spotykam nawiązanie do słynnego gestu Willy’ego Brandta, który podczas wizyty w 1970 roku ukląkł przed warszawskim pomnikiem Bohaterów Getta. Gest ten traktuje się jako archetypiczny gest niemieckiego kanclerza w stosunku do Polaków, co jest jednak złą interpretacją, zwłaszcza jeżeli nie odróżnia się tych dwóch powstań. Zresztą ten problem rozwiązano w 2004 roku: przed obchodami w Warszawie niemieckie MSZ wysłało okólnik do urzędników z instrukcją, by nie mylić powstania z 1943 roku z powstaniem z roku 1944.

T. Urban: To coś daje, bo przy okazji przemówienia Schrödera prawie każda niemiecka gazeta zwróciła uwagę na to, że dziesięć lat wcześniej prezydent niemiecki popełnił taki błąd. Prawie wszyscy informowali, czym było Powstanie w getcie, a czym Powstanie Warszawskie. A jeśli chodzi o rok 1970, to przecież wtedy również w Polsce gest Willy’ego Brandta był odebrany jako gest wobec Polaków.

– Pamiętajmy, że nie było jeszcze ani pomnika, ani Muzeum Powstania Warszawskiego.

K. Ziemer: Powstanie Warszawskie jest punktem odniesienia dla tożsamości Polaków. Jeśli Niemcy o tym nic nie wiedzą, to dialog jest z założenia ekstremalnie trudny. W tym punkcie powinniśmy zmienić nasze programy w szkołach.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 następna strona

Historia

Polacy - Niemcy

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?