Czytelnia

Tomasz Wiścicki

Tomasz Wiścicki, Zabłąkani w wolności, WIĘŹ 2003 nr 11.

Holendrzy stopniowo uświadamiali sobie, że „dobroduszna” polityka tworzenia społeczeństwa wielokulturowego okazała się naiwna i poniosła fiasko. Owszem, nie brak przykładów imigrantów, którzy wtopili się w społeczeństwo holenderskie, zachowując (lub nie...) pamięć o swojej kulturze. Okazało się jednak, że w Holandii istnieją obszerne getta ludzi, których nic w istocie nie łączy z jakkolwiek rozumianą holenderskością. Prof. Klop zwraca uwagę na dramatyczny los młodzieży, która z jednej strony w rodzinie ma do czynienia z zamkniętą, wyobcowaną społecznością „emigrantów, którzy nie wyemigrowali”, a z drugiej — w szkole, wśród rówieśników, żyje w społeczeństwie holenderskim, a właściwie — na jego marginesie. Prowadzi to do bolesnych problemów z tożsamością — młodzi ludzi nie wiedzą, kim właściwie są. Wiadomo, jak podatni na rozmaite wykolejenia są ludzie wyobcowani, bez określonej przynależności. Ma to zresztą wyraźne odzwierciedlenie w statystykach — przestępczość wśród młodych imigrantów jest znacząco wyższa.

Problem dotyczy zresztą także zjawisk bardziej zwyczajnych, a jednak — dokuczliwych. Jarosław Kubacki — polski protestancki teolog mieszkający od kilku lat w Holandii, wykładowca w seminarium niewielkiego Kościoła remonstrantów na uniwersytecie w Lejdzie — opowiada, że gdy rozdaje ulotki partii socjaldemokratycznej, w której działa, jego rozmówcy, najczęściej robotnicy, skarżą się, że mają problemy z robieniem zakupów, ponieważ niejeden sklepikarz-imigrant nie mówi po holendersku. Sam Kubacki jechał niedawno w Hadze taksówką z kierowcą, który nie znał języka i nie był w stanie trafić na jedną z głównych ulic miasta.

Z takimi problemami od dawna spotykali się zwykli ludzie, jednak nie znajdywały one żadnego wyrazu w programach partii politycznych. Szczycący się swą tolerancją Holendrzy obawiali się, że poruszenie problemów związanych z brakiem asymilacji dużych grup imigrantów niechybnie ściągnie na nieostrożnego polityka odium ksenofoba i rasisty.

Politycy i frustracje

Na tym tle zrozumiały staje się fenomen Pima Fortuyna. Człowiek ten był chodzącą sprzecznością: subtelny intelektualista, profesor ekonomii, gdy zaangażował się w politykę, do swego prostego programu, złożonego z czterech łatwych do zapamiętania punktów, przyciągnął przede wszystkim prostych ludzi — głównie dotychczasowy elektorat socjalistów. Domagał się: ograniczenia imigracji i asymilacji już obecnych przybyszów, zwiększenia bezpieczeństwa na ulicach, skrócenia kolejek do szpitali oraz zwiększenia uprawnień społeczności lokalnych. Piewca tradycyjnych, mieszczańskich wartości, był zarazem jawnym homoseksualistą. Przez wiele lat ograniczał się do komentowania życia publicznego w felietonach w popularnym tygodniku; gdy jednak zdecydował się wkroczyć do polityki — wykazał się niezwykłym talentem w tej dziedzinie.

Skrzyżowanie Leppera z Korwinem-Mikke — tak określa go Jarosław Kubacki, nie kryjąc swej niechęci do takiego stylu uprawiania polityki. Nawet jednak osoby nieprzepadające za Fortuynem nie odmawiają mu niezwykłego uroku osobistego, a także umiejętności trafiania do ludzi. Potrafił on np. wprost odmówić odpowiedzi na pytanie dziennikarza, które uznał za głupie. Podobało się to zwykłym ludziom, nieprzepadającym za przemądrzałymi dziennikarzami...

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 następna strona

Tomasz Wiścicki

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?