Czytelnia

Anna Karoń-Ostrowska

Anna Karoń-Ostrowska, Zapatrzenie. Wspominając Profesora Swieżawskiego, WIĘŹ 2004 nr 7.

Bliskość w patrzeniu na chrześcijaństwo i Kościół zaowocowała wspólną pracą. O. Maciej Zięba zaproponował Zbyszkowi Nosowskiemu i mnie przeprowadzenie obszernej rozmowy z Profesorem, która miała być wstępem do drugiej edycji wydawanej przez „W drodze” książki „Święty Tomasz na nowo odczytany”. Przychodziliśmy ze Zbyszkiem na Dobrą i nigdy nie mogliśmy stamtąd wyjść. Pani Maryś podawała kawę w maleńkich, ślicznych kobaltowych filiżankach, tematy wynikały jeden z drugiego i nie sposób było tego przerwać. Profesor był dla nas chodzącą historią II Soboru Watykańskiego. Z wypiekami na policzkach przeglądaliśmy dokumenty i zdjęcia z tamtego czasu i z lat o wiele wcześniejszych – całe archiwum Profesora, bezcenne i niezwykle uporządkowane. On także miał wypieki, gdy opowiadał nam o ważnych, podstawowych zdarzeniach swego życia. Rozmawialiśmy o wszystkim: o Soborze, o Kościele, o ekumenizmie, o filozofii i o małżeństwie. Wtedy – mam wrażenie – poznaliśmy Go, ich oboje, naprawdę blisko.

Była to zadziwiająco dobrana para, choć patrząc z zewnątrz możnaby powiedzieć, że różnili się prawie we wszystkim. Była w tym związku jakaś tajemnica. Gdy widziało się ich razem, w jakiś sposób łatwiej było zrozumieć, czym jest małżeństwo w jego istotowym sensie, jak dziwnie ludzie się łączą czy też są łączeni, żeby – dzięki Łasce, na którą się otwierają – stawać się jednością. Pani Maryś, z domu hrabianka Stadnicka, elegancka, wytworna arystokratka, z pozoru nie nadawała się na żonę żyjącego w świecie filozoficzno-historycznych fascynacji profesora, wytrawnego myśliciela. Nie była intelektualistką, ale była człowiekiem głębokiej wiary. Szukała swojego powołania, odnalazła je w małżeństwie i pozostała mu wierna do końca.

Pani Maryś zapewne nie w pełni rozumiała idee swego męża – nie była przecież z wykształcenia filozofem ani teologiem, ale intuicyjnie pojmowała je głęboko i była wierną słuchaczką i w jakimś sensie uczennicą swego męża. Nie zawsze w kręgach arystokracji walory intelektualne oceniało się wyżej niż rodzinne i towarzyskie parantele. Maria Swieżawska to umiała. Ceniła ogromnie intelekt swego męża i była dumna z tego, że jest żoną tak wybitnego uczonego. Będąc przy nim nieustannie, potrafiła być w cieniu męża. Profesor nie umiał się bez niej obejść. Żona towarzyszyła wszystkim jego wykładom, zajęciom i seminarium, była obecna w czasie każdego udzielanego przez Profesora wywiadu. Bez niej nie zaczynał żadnego ważnego wątku rozmowy. Czekał na nią i przywoływał, kiedy była zajęta czymś innym, a rozmowa dotykała poważnych tematów dotyczących Kościoła czy filozofii.

Kiedyś, w latach dziewięćdziesiątych, gdy oboje jeszcze świetnie samodzielnie funkcjonowali, Pani Maryś razem z wnuczką pojechała na wycieczkę do Grecji. W czasie jej nieobecności Profesor siedział zamknięty w domu, nie dawał się zaprosić na kolację, trudno z nim było nawet rozmawiać przez telefon – przeczekiwał czas bez żony. Zaczął normalnie funkcjonować dopiero po jej powrocie. Modlili się o to, żeby umrzeć razem. Nie bali się śmierci, tylko rozstania. Pani Maryś wyprzedziła swego męża w drodze do wieczności zaledwie o pół roku, więc prawie było to „razem”, tak jak chcieli.

poprzednia strona 1 2 3 następna strona

Anna Karoń-Ostrowska

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?