Czytelnia

Marek Rymsza

Marek Rymsza, Zapomniany kapitał „Solidarności”. Ekonomia solidarna w Polsce po 1989 roku, WIĘŹ 2008 nr 4-5.

Pierwszym obliczem solidarności jest wspomniana już wzajemność. Zasadza się ona na poszukiwaniu wartości dodanej wynikającej ze współdziałania. W ubezpieczeniu wzajemnym jest to rozłożenie ryzyka, a w związku kredytowym — uzyskanie zdolności kredytowej członków przez zsumowanie kapitałów indywidualnych. Zasadzie wzajemności towarzyszy zazwyczaj partycypacyjne zarządzanie, najbardziej widoczne w spółdzielniach, gdzie obowiązuje przejęta ze stowarzyszeń zasada jeden członek-jeden głos, bez względu na ewentualne zróżnicowanie wielkości kapitałowych udziałów. Dzięki wzajemnościowym rozwiązaniom instytucjonalnym ci, którzy nie poradziliby sobie indywidualnie, radzą sobie wspólnie. Tak więc solidarność wzajemnościowa to samopomoc. Możemy ją określić jako solidarność poziomą: pomagający sobie nawzajem znajdują się w podobnej, trudnej sytuacji, wszyscy są dawcami i odbiorcami wsparcia równocześnie. I tak, w towarzystwie ubezpieczeń wzajemnych ubezpieczony jest równocześnie udziałowcem, w spółdzielni pracownik jest jednocześnie współwłaścicielem, zaś przystępując do związku kredytowego jest się równocześnie kredytobiorcą i żyrantem.

Solidaryzm to jednak także pomoc potrzebującym, „opcja na rzecz ubogich”. W myśl tak rozumianego solidaryzmu osoby słabsze (chorzy, niepełnosprawni itp.) mają prawo korzystać z ochrony społeczności, do których należą. Dla stworzenia tak rozumianej sieci bezpieczeństwa socjalnego można wykorzystywać państwo i jego programy przymusowej redystrybucji. Ale można też odwoływać się do idei dobroczynności. Ta ostatnia zresztą wyprzedziła dobroczynność państwową. W Europie dobroczynność oddolną upowszechniał od początku swego istnienia Kościół katolicki („działalność charytatywna” pochodzi od łacińskiego terminu caritas, oznaczającego czynną miłość bliźniego); ma ona także źródła w greckiej tradycji filantropii jako bezinteresownej działalności na rzecz innych (greckie filantropos to dosłownie „miłujący ludzkość”). Tak więc owo drugie oblicze solidarności oznacza „jedni drugim”, określić je można jako solidarność pionową. Tu wiadomo, kto jest biorcą pomocy, a kto dawcą. Pomoc idzie z góry na dół: od lepiej sytuowanych do potrzebujących.

W państwach europejskich o gospodarce rynkowej ukształtował się wzór, według którego solidaryzm poziomy praktykowany był na rynku, właśnie w sektorze ekonomii społecznej, a solidaryzm pionowy — obok rynku, a poniekąd przeciw niemu, gdyż redystrybucja, prowadzona czy to kanałami społecznymi, czy państwowymi, programowo korygowała rynkowy podział dóbr. Ta kwestia ma kluczowe znaczenie dla zrozumienia specyfiki nowego ruchu ekonomii społecznej. Ruch ten przenosi bowiem idee solidarności pionowej do sektora gospodarki, uznając, że instytucje ekonomii społecznej są przede wszystkim po to, aby dawać zatrudnienie słabszym. Jeśli przedsiębiorstwa społeczne (bo tak określa się obecnie podmioty ekonomii społecznej) tworzą miejsca pracy dla słabszych, to mają prawo oczekiwać specjalnego traktowania ze strony państwa i korzystać czy to ze zwolnień podatkowych, czy bezpośrednich dotacji, czy wreszcie pierwszeństwa w systemie zamówień publicznych (tzw. klauzule społeczne w przetargach). Wcześniej liczne instytucje wzajemnościowe rozwijały się bez wsparcia publicznego.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 następna strona

Marek Rymsza

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?