Czytelnia
Krzysztof Dorosz
Zerwana więź
Żyć autentycznie to mieć nie tylko dobrze ugruntowaną i rozwijającą
się świadomość siebie, lecz także poczucie więzi z Bogiem.
James H. Olthuis — filozof, psychoterapeuta, chrześcijanin
Żyjemy w czasach ucieczki od Boga. Człowiek zawsze uciekał od Boga, odwracał się od Niego i chował przed Jego spojrzeniem. Na tym właśnie polegał Grzech; przewinienia i wykroczenia, które popełniamy wobec Boga i bliźnich, a które noszą miano grzechów, są tylko owocem zerwania więzi z ostateczną rzeczywistością. By tę więź przywrócić, Bóg objawiał się człowiekowi, a ten w oparciu o to objawienie tworzył instytucje religijne i budował kultury oparte na wierze. W ramach tych instytucji i tych kultur toczyło się życie duchowe, często trudne i wymagające, które pozwalało człowiekowi zbliżyć się do Boga. Lecz nawet poza dyscypliną duchowego życia, czasami zwanego ascetycznym, człowiek uczestniczył we wspólnocie wiary i żył w religijnej kulturze, której obyczaje, normy, artystyczne wytwory oraz przedmioty codziennego użytku przypominały mu nieustannie o Bogu. Tak otwierała się duchowa i psychiczna przestrzeń, która zapraszała człowieka, by do niej wkroczył i w niej zamieszkał.
Dziś jest inaczej. Dziś mało kto świadomie ucieka od Boga, mało kto zrywa z Nim więź, czyniąc zło i popełniając grzech. Dzisiaj — jak pisał w latach trzydziestych ubiegłego stulecia szwajcarski myśliciel Max Picard — ucieczka od Boga ogarnęła całą cywilizację. Wraz z nią uciekamy prawie wszyscy, nie zdając sobie bynajmniej sprawy z naszej ucieczki. Pędzimy na oślep przed siebie, pozbawiani coraz to kolejnych punktów oparcia, nie wiadomo, dokąd i nie wiadomo, po co. Już nawet busola nie jest nam potrzebna, bo nie wiemy, jaki wybrać kierunek. Przestrzeń między Bogiem i człowiekiem — pisał Picard — wypełniona jest ucieczką. Już nie „pusta\\\" nicość rozpościera się między Bogiem i człowiekiem, lecz nicość „pełna\\\" — wytwór ucieczki1.
Naukowa magia i Faust techniki
Nasze życie, świat, zawarte w nim przedmioty i ludzie ulegają rozpadowi. Rozpada się twarz człowieka, dawniej harmonijna i obdarzona głębią; rozpada się miłość, ufność, przyjaźń, rozpada się ludzkie „ja”, rozpada się literatura i sztuka; ich twórcy — nieraz tylko uczepieni fragmentu niegdyś scalonej rzeczywistości — bezradnie usiłują schwycić ich wirujące w przestrzeni cząsteczki i ułożyć w strukturę sensu. Zazwyczaj daremnie, ponieważ powszechna ucieczka od Boga oznacza ucieczkę od sensu; zerwanie z Nim więzi pociąga za sobą zerwanie więzi z sensem życia i śmierci, sensem cierpienia i radości, wreszcie z sensem ludzkiej i boskiej miłości.
Nie ma sensu, są tylko jego możliwości. Nie ma wartości, jest tylko nieskończona dyskusja. Nie ma dobra i zła, są eksperymenty etyczne, które nieraz kończą się przemocą, czasami nawet zbrodnią. Bo czyż człowiek nie jest miarą wszechrzeczy? Czyż, odkąd zaczął pięćset lat temu budować kulturę faustyczną, nie przedzierzgnął się w mistrza tajemnych nauk stosowanych, czyli w maga, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych? Uwiedziony władzą naukowej magii, która obiecywała spełnić jego marzenia i zachcianki, stworzył świat nieskończonych możliwości, który coraz bardziej i coraz skuteczniej wypiera świat wyrazistych kształtów ludzi i przedmiotów. Nie ma w tym świecie rzeczy niemożliwych, są tylko jeszcze niemożliwe; nikt prawie już nie pamięta mądrości Goethego, który powiadał, że mistrza poznać można tylko w ograniczeniu.