Czytelnia

Krzysztof Dorosz

Krzysztof Dorosz, Zerwana więź, WIĘŹ 2008 nr 2-3.

Wielka technologiczna machina daje nam codziennie do ręki nowe narzędzia, nowe możliwości, w które zanurzamy się tylko po to, by się z nich ponownie wynurzyć. Nic nas nie trzyma, nic nie obliguje; cudowna lekkość bytu uderza nam do głowy i zapominamy, że gdyby nie ukryta w najciemniejszych zakamarkach naszego wnętrza pamięć sensu i wspomnienie więzi z rzeczywistością ostateczną, nie bylibyśmy w stanie nawet się poruszać. Także przestrzeń między Bogiem i człowiekiem — stwierdza Picard — wypełniona jest już tylko możliwościami2.

Ludzie cywilizacji faustycznej nie zrywają więzi z Bogiem — w ich mniemaniu ta więź po prostu nie istnieje i nigdy nie istniała. Jest przesądem lub zabobonem, jest błędem myślenia i wyobraźni, jest niefortunną pozostałością dawnego świata, któremu rozum i nauka położyły kres. Ci ludzie, tak rozsądni, tak trzeźwi i tak rozumni, zazwyczaj nie wiedzą lub nie chcą przyjąć do wiadomości, że rozum jest tylko sługą sił wyższych lub niższych, nauka zaś narzędziem poznania ograniczonym wyjściowymi założeniami i polem zainteresowań badawczych. Nie pojmują lub nie chcą pojmować, że więź człowieka z Bogiem została przecięta w XVI i XVII wieku arbitralnym aktem przemocy.

To cięcie nie wynikało ani logicznie, ani merytorycznie z nauki, która jest tylko narzędziem i metodą. Wynikało natomiast psychologicznie z wielkich sukcesów tej metody, którymi człowiek tak się zachłysnął, że uczynił z niej światopogląd i namiętną wiarę. Więcej, ów Faust nauki i techniki nie zauważył i nie chciał zauważyć, że każda teoria, nawet matematyczna lub fizyczna, oparta jest na wyjściowych przesłankach, które określają nie tylko metodę i zakres badań, lecz również „prawdę” o rzeczywistości. Każda teoria milcząco przyjmuje jakąś część rzeczywistości za samoistną: materię, ducha, stosunki produkcji, popędy bądź neurony, synapsy i neuroprzekaźniki. Słowem: każda teoria, by zaistnieć i aby kogokolwiek przekonać, musi dokonać aktu wiary, nie religijnej wprawdzie, ale quasi-religijnej3.

Od Boga zatem łatwiej uciec niż od wiary. Lecz w gruncie rzeczy to tylko pozór. Bo skoro człowiek nie jest w stanie uciec od wiary, nie ucieknie także od Boga. Tyle tylko, że ten, kto zerwał więź z Bogiem prawdziwym, prędzej czy później wpada w ramiona bogów fałszywych, którzy dziś nie zadają już sobie nawet trudu, aby porwać człowieka do piekła i powieść ku wiecznemu potępieniu. Dziś wystarczy im wprawić go w takie upojenie marzeniami i stworzyć taki wir możliwości, by jego człowieczeństwo rozpadało się na coraz drobniejsze kawałki i aby w jego wnętrzu zabrakło ciągłości i stałych punktów. Lecz nie samymi możliwościami człowiek żyje, nadchodzi zatem czas, kiedy ludzie zaczynają odczuwać nieprzepartą potrzebę solidnej i trwałej rzeczywistości oraz scalenia własnego wnętrza. Wtedy pojawia się zbawiciel. Lecz nie jest to ani Chrystus, ani Adonaj, pan Żydów, ani Budda, ani Allah. Jest to Hitler lub Stalin, Mao Tse-tung, Kim Ir Sen lub ich pomniejsze wcielenia. Ten zbawiciel istotnie zbawia. Człowiek nie karmi się już tylko możliwościami, nie żyje w stanie wewnętrznego rozpadu, lecz wierzy, czci wodza i jego proroków, przykładnie należy do partii, maszeruje w pochodzie i pełnym głosem wykrzykuje zaklęcia, które mają doprowadzić do realizacji Tysiącletniej Rzeszy, królestwa wolności lub wielkiego skoku naprzód.

Tylko na dnie serca

Hitler jest zerem, cząsteczką nicości, „ekskrementem świata demonów” — pisał Max Picard — toteż świat, gdyby nie utracił jeszcze więzi z Bogiem, gdyby nie znalazł się jeszcze w rozpadzie, wyrzuciłby go poza nawias życia, rozumu i wiary, i nikt by o nim nawet nie słyszał4. Lecz nasz świat, w którym ludzka twarz utraciła głębię, harmonię i zdolność odpowiadania na wezwanie drugiej twarzy, desperacko potrzebował zbawiciela, który wybawi ludzi z dotkliwego braku wewnętrznej ciągłości, scali i obieca spełnienie ich marzeń. Adolf Hitler doskonale spełniał te warunki. Tyle tylko, że — jak „prawdziwy” fałszywy bóg — pozornie.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 następna strona

Krzysztof Dorosz

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?