Czytelnia

Kobieta

Żyjemy nie tylko dla samych siebie, Z Joanną Jaraczewską-Onyszkiewicz rozmawia Inka Słodkowska, WIĘŹ 1993 nr 1.

- A czy widzi Pani różnice między sytuacją kobiet w katolickiej Polsce i np. w Anglii? Faktem jest, że chociaż w przeszłości pozycja, znaczenie i prawa kobiety były wyższe w krajach katolickich niż w protestanckich, to w tych ostatnich ruch emancypacyjny pojawił się dużo wcześniej i był znacznie sil­niejszy. Wydaje się więc, że kobiety na Zachodzie w czasach współczesnych zyskały dużo więcej...

- Ale myślę, że też wiele na tym straciły. Jest bowiem jedna rzecz, która, moim zdaniem, w krajach katolickich jest wyjątkowa. Kobieta tu wciąż ma bardzo silną pozycję jako po prostu kobieta. Nie jako wyzwolona oso­ba robiąca karierę profesjonalną, ale choćby – jedynie jako matka. A tak naprawdę przecież, co jest dla kobiety bardziej twórczego i cudownego niż urodzić dziecko? To stanowi przyszłość świata! I dla tego warto wiele poświęcić. W Anglii jednak, gdzie ja się wychowałam, uważa się, że pię­cioro dzieci to jest nie tylko czyste wariactwo, ale coś jakby niegodne kobiety, a nawet – jej uwłaczające. Za to w Polsce z tym się jeszcze nie spotkałam. Przeciwnie – widzę, że w oczach innych ludzi macierzyństwo kobietę podnosi, nie poniża. Myślę, że wypływa to między innymi właśnie z polskiego katolicyzmu.

- Chyba jednak nie do pomyślenia jest, aby obecnie polskim kobietom nakazać, by przyjęły wzór „Kinder, Küche, Kirche”. I to nie dlatego, żeby wszystkie były w równym stopniu jak na Zachodzie ogarnięte ideami kariery profesjonalnej, tylko przede wszystkim z tego powodu, że jest to wzór całko­wicie anachroniczny. Przed tym na pewno kobiety w Polsce będą dziś ucie­kać...

- Rozumiem to doskonale, bo spędziłam wyłącznie w domu całe sześć lat i było to dla mnie niezwykle trudne, pod koniec czułam się dosłownie jak zardzewiała. Znam też drugi wariant, gdy jednocześnie prowadziłam własną firmę, i wiem, że wtedy próbowałam zrobić za dużo. Jednak nie umiem podać dobrego rozwiązania. W zasadzie można by powiedzieć, że najlepiej jest, kiedy ktoś zabezpiecza byt domu, a najlogiczniej, jeśli będzie to mężczyzna jako ten mocniejszy fizycznie, ktoś drugi zaś – i myślę, że lepiej, gdy jest to kobieta – ten dom prowadzi. Niestety, z tym łączy się cały ogrom problemów, jak wzajemny szacunek, niebezpieczeń­stwo wykorzystywania itd. Takie rozdzielenie ról kobiety i mężczyzny byłoby zapewne najprostsze i szalenie wygodne dla życia społecznego, ale wiadomo, że świat tak prosty ani wygodny nie jest i nie ma w nim ideal­nych rozwiązań. Często pada pytanie – a jak ustawowo ułatwić kobietom pracę. Jak stworzyć takie warunki prawne, żeby każda, która chce, mogła pracować. Uważam, że ustawy i prawne rozwiązania nigdy nie załatwią wszystkiego. Trzeba pogodzić się z kompromisami, a rozwiązań szukać przez tolerancję i wzajemne zrozumienie. Sama jestem z natury bardzo niezależna i gdyby ktoś mi proponował „Kinder, Küche, Kirche” bez żadnej innej możliwości wyboru, pewnie bym się z nim pobiła. Wiem dob­rze, jak często i w sposób bezwzględny kobiety są wykorzystywane i ile w tym winy mężczyzn. Czasem myślę jednak, że gdyby takich panów posta­wiły w odstawkę wszystkie kobiety, może by się w końcu wykruszyli? Poważnie jednak mówiąc, niezwykle istotne – być może najważniejsze – jest takie chowanie dzieci, zwłaszcza synów, żeby z szacunkiem odnosili się do każdej kobiety, postępowali wobec niej tak, jak matka by chciała, by postępowali wobec niej samej.

- Dziękuję Pani za rozmowę.


16 listopada 1992

poprzednia strona 1 2 3 4 5

Kobieta

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?