Wydarzenia

powrót

Data wydarzenia: 10 lipca 2011

Fanatyk wolności

50 lat temu, 26 czerwca 1961 r. zmarł Andrzej Bobkowski – wielki talent polskiej literatury, autor słynnych Szkiców piórkiem. Helena Zaworska w eseju Fanatyk wolności pisała: „[...] był ekonomistą z wykształcenia, intelektualistą i pisarzem z powołania, modelarzem samolocików z upodobań, wiecznym chłopcem z natury. Żył krótko, ale bardzo intensywnie. Pisał mało, ale genialnie. Cenił fantastycznie wolność, ale stał się jej niewolnikiem. Jeden z największych ludzi XX wieku”.

Na rzeczywistość patrzył z niezwykłą przenikliwością, a opisywał ją z taką intensywnością, że zapisywane przez niego słowa miały kolory, zapachy, smaki...

Oto mała próbka:

ROZSTANIE

Paryż, poniedziałek

Zaczęło się. Teraz już naprawdę. Od samego rana walizki i kufry wjechały do naszego „salonu” i zaczęło się pakowanie. Jeszcze do wczoraj wydawało mi się to niemożliwe. Dopiero ten rower!

Wsiadłem na ulubionego grata, który w ciągu tych lat, obwiózł mnie po trzech czwartych Francji, dzięki któremu pokochałem ten kraj prawie tak samo jak swój własny, i jechałem dziś na nim po raz ostatni „moimi” ulicami, ażeby go — sprzedać. Tam, gdzieś wewnątrz, skowytałem jak szczenię. Wydawało mi się, że i on piszczy pode mną, choć do ostatka bardzo o niego dbałem. A jednak w chrzęście łańcucha i tykaniu wolnego koła były jakby cichutkie słowa wyrzutów.

Przejeżdżałem przez place, wślizgiwałem się w ulice uciekając przed samochodami, a w oczach miałem winne krzaki przydrożne, osypane sierpniowym pyłem, chłodną zieleń Pirenejów i Alp, szafir i szmaragd obydwu mórz. Nazwy miast i miasteczek, jedynych, o uroku niewyrażalnym, wracały uparcie, żegnały się jakby ze mną, mówiąc: „Czy pamiętasz?” Pamiętam i nigdy nie zapomnę. Nie, stary i ślepy rozpoznam was po zapachu. Nie bójcie się. W moich wszystkich włóczęgach nie „tam” było najładniejsze, lecz zawsze „z powrotem”. A czym mniej cenią was w prospektach, tym ja kocham was bardziej. Bądź spokojne, malutkie Gruissan, kopciuszku Narbonne, z bezkresnym stepem twoich plaż, gorącym „Circiusem” i symfonią komarową graną w każdy zmrok. Już raz do ciebie wróciłem. Nie rozpaczaj, skromne Angle, zawrzaskiwane zawsze przez Biarritz. Wrócę, przytulę znowu głowę do czerwonych szpilek twoich lasów, rozgrzanych i dusznych, do piasku białego jak pszenna mąka. Rozpoznam was wszystkie. Wrócę do tych tysięcy przyjaciół — słupków kilometrowych w czerwonych kapturkach, mających zawsze do opowiedzenia bajkę ludziom kochającym drogę. I je też pokochałem. Szerokie, proste, lśniące jakby lustra z asfaltu, w których przeglądałem się całymi dniami, to nationales. Węższe, bardziej kręte, to départementales. A po nich tom poezji drożynek komunalnych, zakurzonych, zasłuchanych w muzykę pól i częstujących wszędzie to winogronami, to figą lub skromnie — jeżynami. Te są zawsze szczodre, na nich czułem Francję najsilniej. Omotały mnie, splątały się w węzły nie do przecięcia. Teraz już do końca będę się miotał między prozą wyjazdu i liryką rozstania. Obydwie jednak są tak samo soczyste.

Andrzej Bobkowski, Z dziennika podróży, Biblioteka „Więzi”.

Książki Andrzeja Bobkowskiego można nabyć w naszej księgarni internetowej.

powrót

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?