Czytelnia

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Tomasz Chlebowski, Bodyguard stanu wojennego, WIĘŹ 2011 nr 11-12.

Nie było oczywiście żadnej pracy, wszyscy dyskutowali, co dalej. Łączność była całkowicie przerwana. Jednak ktoś zauważył, że nie wszystkie kanały łączności zostały przerwane. Otóż wtedy w Instytucie Badań Jądrowych w Świerku stał bardzo duży komputer CDC6000, który był wykorzystywany również przez całe środowisko akademickie Warszawy. W chyba 7 instytucjach w Warszawie były zainstalowane dalekopisy, bezpośrednio połączone z tym komputerem, umożliwiające również łączność z obsługą tego komputera. Wysłaliśmy więc pytanie: „Strajkujecie?”. Otrzymaliśmy po chwili odpowiedź: „IBJ pracuje normalnie”. To nas bardzo przygnębiło, bo przyjęliśmy tę odpowiedź jako dowód na to, że IBJ został już — tak szybko — spacyfikowany, albo że SB jest sprytniejsza niż myśleliśmy, mieli kontrolę nawet nad dalekopisami obsługującymi komputery (a wtedy jedynie bardzo nieliczna grupa naukowców, a tym bardziej ludzi poza nauką, w ogóle rozumiała, po co są komputery).

Nie chcąc być internowanym, przestałem mieszkać w domu. Przeniosłem się do hotelu w CAMK-u. Spałem tam, mając cały czas poczucie, że „tu też zaraz wejdą”. Umówiłem się z portierem nocnym (którym wtedy był Jacek Herman-Iżycki, podróżnik, późniejszy współzałożyciel wydawnictwa „Prószyński i S-ka”), że jeśli SB wejdzie do CAMK-u, on zadzwoni do mnie telefonem wewnętrznym i odłoży słuchawkę po jednym dzwonku (teraz mówi się, że „puści mi sygnał”). Kładłem się spać w ubraniu, układając kożuch i buty na podłodze, tak żebym mógł jednym ruchem w nie wskoczyć i wyskoczyć przez balkon na działki i pobiec w kierunku wału na Wiśle. Wtedy jakość systemów telefonicznych pozostawiała wiele do życzenia i oczywiście któregoś dnia telefon dryndnął o 6.00 rano, co spowodowało moją natychmiastową reakcję: w ciągu kilkudziesięciu sekund biegłem zdyszany po wale wiślanym, przedzierając się przez zaspy śniegu. Oczywiście nie miałem planu, co potem. Nie mogłem nigdzie zadzwonić z budki, wałęsałem się kilka godzin po Siekierkach, po czym z duszą na ramieniu zbliżyłem się do CAMK-u. A tu cisza, żadnych nieznajomych samochodów na parkingu, więc odważyłem się wejść. Oczywiście Jacek nic o niczym nie wiedział i nieźle się wtedy uśmialiśmy.

Docierały do (niektórych z) nas w CAMK-u informacje o zaangażowaniu naszych kolegów-astronomów w strukturach podziemnej Solidarności. Jakoś bardzo szybko dowiedzieliśmy się, że pod pseudonimem Mieszko w strukturze OKO we Wrocławiu kryje się nasz kolega Eugeniusz Szumiejko. Wiedzieliśmy (albo przypuszczaliśmy), że w podziemnych strukturach działają Robert Głębocki w Gdańsku czy Antoni Stawikowski i Jan Hanasz w Toruniu. To była podstawa do nawiązywania późniejszych kontaktów.

Ulotki i ZOMO-wcy

Parę dni później ktoś przyniósł do CAMK-u dużą liczbę ulotek wzywających do strajków. Ja wziąłem około setki tych ulotek i umówiłem się na godz. 18.00 17 grudnia z kimś (już nie pamiętam z kim) w kawiarni Szpilki na placu Trzech Krzyży, żeby przekazać mu część wziętych ulotek do dalszego kolportażu.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 następna strona

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?