Czytelnia

Tomasz Wiścicki

Tomasz Wiścicki

Czy Kościół w Polsce powinien bać się przeszłości?

Rozmowa o niechlubnych kartach w niedawnej historii Kościoła w Polsce rozpoczyna się w niekorzystnych okolicznościach. Punktem wyjścia nie stał się wysiłek Kościoła zmierzający do uporania się z niechlubnymi kartami swej historii, ale — ujawnienie esbeckiego dossier o. Konrada Hejmy.

Kościół w naszym kraju wyszedł z batalii z komunizmem wzmocniony, ze słusznie podniesionym czołem. Aby to dostrzec, nie trzeba porównywać stanu Kościoła po wyjściu z komunizmu z sytuacją w innych państwach dawnego bloku sowieckiego. Ogromna rola polskiego katolicyzmu w zachowaniu niezależności społeczeństwa w totalitarnym systemie jest tak oczywista, że niepotrzebne są porównania. Nawet wrogowie Kościoła to wielkie znaczenie dostrzegają. Wydawać by się mogło, że w związku z tym Kościół w Polsce nie będzie miał żadnych kłopotów z przeszłością.

Tymczasem — paradoksalnie — to właśnie z powodu tej chwalebnej roli, jaką odegrał w czasach komunistycznych, w Kościele w naszym kraju nie było szczególnej świadomości, że przeszłość może stanowić problem, a nie tylko tytuł do chwały.

Kościół w Polsce nie ma zbyt wielu powodów do wstydu z powodu swej postawy w czasach komunistycznych. Władzom nie udało się wciągnąć do jawnej kolaboracji kościelnych struktur ani też dostojników. Nie udało się też stworzyć w większej skali konkurencyjnych wobec prawowitej hierarchii struktur. „Księża-patrioci” w okresie stalinowskim dalecy byli od przejęcia władzy w Kościele, nawet jeśli w wyniku nacisku komunistów objęli niektóre wysokie funkcje. Także organizacje świeckich, idące na daleką współpracę z władzą komunistyczną, nie odegrały w Kościele większej roli, zawsze pozostając w nim ciałem obcym, nawet jeżeli obraz nie był zawsze tak czarno-biały, jak może to wyglądać z dzisiejszej perspektywy.

Najgorsza sytuacja powstała po uwięzieniu prymasa Wyszyńskiego w 1953 roku, kiedy zastraszony Episkopat najdalej posunął się w spełnianiu oczekiwań władz. Nawiasem mówiąc, w niedawno wydanym zbiorze listów Episkopatu nie znalazł się dokument zawierający de facto akceptację dla uwięzienia prymasa. Podobno nie był to w sensie formalnym list episkopatu...

Okres najdalej idącej kolaboracji skończył się jednak w 1956 roku i zjawisko to nigdy więcej nie przybrało rozmiarów porównywalnych z okresem stalinowskim. Skala i czas jawnej współpracy z reżimem były tak mało znaczące, że nie wpłynęły — i słusznie — na postrzeganie Kościoła jako siły przeciwstawiającej się komunizmowi.

Oczywiście nie oznacza to, by wszyscy ludzie Kościoła wytrwale stawiali opór. Wachlarz postaw wobec reżimu był zróżnicowany. Nawet jeśli nie wszyscy byli czynnymi antykomunistami, postawy wspierające władzę stanowiły jednak margines. Ludzie Kościoła, nawet ci, którzy dalecy byli od związków ze zinstytucjonalizowaną opozycją, zachowywali niezależność od władz.

1 2 3 4 5 6 następna strona

Tomasz Wiścicki

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?