Czytelnia

Kościół w Polsce

Marcin Przeciszewski

Czy potrafimy ze sobą rozmawiać?, Dyskutują: ks. Adam Boniecki MIC, ks. Sławomir Czalej, Marek Jurek, Marcin Przeciszewski, Mieczysław Ryba, WIĘŹ 2005 nr 11.

- W czym to się przejawia?

M. Przeciszewski: Na przykład w debacie nad podstawowymi prawdami moralnymi i nauką moralną głoszoną przez Kościół. Wydaje mi się, że wśród polskich katolików nie ma na tym tle istotnego sporu ani żadnych głębokich podziałów. Te podziały – pomiędzy tak zwanymi konserwatystami a tak zwanymi liberałami katolickimi – faktycznie zrujnowały niektóre lokalne Kościoły na Zachodzie. Tego nie ma w Polsce.

Jednym z dowodów, jak bardzo wewnętrzna różnorodność w Kościele jest potrzebna, może być kwestia powołań kapłańskich. Współczesny świat, szczególnie Europa, w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat przeżywa ogromny kryzys powołań kapłańskich. W Polsce to nie nastąpiło, choć u nas też wyczerpała się pewna fala powołań, tak jak w Zachodniej Europie. Dziesięć czy piętnaście lat temu 70-80% powołań pochodziło z tradycyjnych rodzin wiejskich, teraz – 20, może 25%. Teraz większość powołań w Polsce jest ze środowisk miejskich czy małomiasteczkowych, spośród wychowanków nowych ruchów apostolskich. Nasz Kościół dzięki swej różnorodność był w stanie znaleźć rozwiązanie, w sposób zupełnie nieplanowany. To jest jego wielkim bogactwem.

- Po śmierci Jana Pawła II pojawiły się w polskiej prasie, i nie tylko, zapowiedzi rozłamu w naszym Kościele. Mówiło się, że gdy umrze Papież – rozsypie się jedność Kościoła. Jakie podstawy mają takie prognozy?

M. Jurek: Myślę, że te prognozy są formułowane poza Kościołem przez ludzi nie tyle może nierozumiejących Kościoła, co niemających czasu się nad tym zastanowić. Dziennikarze są przygnieceni pracą i nie są w stanie się spokojnie zastanowić i na przykład wymyślają, że dwa stanowiska w jakiejś sprawie spowodują rozłam w Kościele.

Nie zgadzam się z panem redaktorem Przeciszewskim co do diagnozy pewnych zjawisk we współczesnym chrześcijaństwie. Na przykład recepcji nauki „Humane vitae” w Austrii, w Niemczech czy we Francji nie nazywałbym sporem między progresistami a konserwatystami, tylko kwestionowaniem nauki Kościoła wewnątrz Kościoła. Dzisiaj w Niemczech toczy się spór o to, czy ktoś żyjący w trwałym naruszeniu sakramentu małżeństwa – co jest ludzkim dramatem – może przystępować do Komunii. Tego też nie nazwałbym sporem pomiędzy dwiema partiami teologicznymi, tylko kwestionowaniem zasad życia katolickiego.

Dziękuję ojcu redaktorowi za podjęcie ważnej kwestii demonstracji homoseksualnej, wokół której można określić stanowiska. Oczywiście całkowicie się zgadzam z ojcem, jeżeli chodzi o udzielanie schronienia ludziom gonionym kamieniami, nawet jeżeli bardzo nie popieram ich demonstracji. Nie zgadzam się z posłem Wierzejskim, jeżeli chodzi o niepodawanie ręki homoseksualistom. Czytam natomiast w „Tygodniku Powszechnym” pojęcia w rodzaju „gej” albo „homofobia”. Dezaprobatę moralną dla homoseksualizmu homoseksualiści chcą nazywać homofobią. Mają prawo sobie takie pojęcie ukuć, ale czy my powinniśmy to podejmować? Czy kultura masowa, czy wręcz antykultura, nazywająca się kontrkulturą, powinna w ten sposób przenikać do naszego myślenia katolickiego, do języka debaty publicznej na łamach katolickich?

Bez (fałszywego) dogmatu

Bardzo mnie zaniepokoiły opinie takie, jak na przykład pewnego zakonnego teologa w „Gazecie Wyborczej”, którego zdaniem skandalem jest zakazywanie demonstracji. Katolicka etyka społeczna, również Katechizm Jana Pawła II, mówi wyraźnie, że wolność absolutnie nie może polegać na możliwości mówienia czy robienia wszystkiego. To jest właśnie różnica pomiędzy etyką społeczną liberalizmu, który uważa, że albo dobra wspólnego nie ma, albo coś podobnego do dobra wspólnego uciera się drogą kompromisów, głoszenia dowolnych opinii i pozyskiwania dla nich poparcia społecznego – a stanowiskiem katolickim, które uznaje, że istnieje coś takiego jak dobro wspólne, wynikające przede wszystkim z natury ludzkiej, z więzi społecznej, z kultury. Jeżeli tego typu fałszywe dogmaty fałszywej religii, w rodzaju: „zakazuje się zakazywać”, głosi się jako opinię katolicką, uważam, że tu jest potrzebna debata, potrzebne jest sprostowanie. Najbardziej mnie martwi, że ten teolog nie był żadnym reformatorem jak Luter czy Kalwin. On niczego nie kontestował, nie twierdził, że odkrył nową prawdę teologiczną i trzeba zmienić Katechizm. On po prostu ten Katechizm ignorował. Mówił tak, jakby tezy przeciwnej w ogóle nie trzeba było udowadniać. Przyjmował dogmaty liberalizmu jako oczywiste.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 następna strona

Kościół w Polsce

Marcin Przeciszewski

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?