Czytelnia

ks. Andrzej Draguła

ks. Andrzej Draguła, Między pociechą a ocaleniem. Ewangelizacja w epoce pometafizycznej, WIĘŹ 2006 nr 3.

Dotychczas zazwyczaj inicjacja w wiarę dokonywała się w sposób – można by powiedzieć – naturalny, w środowisku domu i parafii, poprzez długoletni proces powolnego wkraczania w tajemnicę wiary. Sam jestem tego przykładem. Wstąpiłem do seminarium, nie będąc lektorem ani ministrantem, nie należąc do żadnego ruchu kościelnego. Pierwotne doświadczenie wiary dała mi liturgia niedzielna, katecheza parafialna i ludowa pobożność. Można powiedzieć, iż uczyłem się Boga na godzinkach, drodze krzyżowej, nabożeństwie majowym i procesjach oktawy Bożego Ciała. Trzeba przyznać, że model ten dzisiaj w wielu przypadkach już nie funkcjonuje. Coraz bardziej otwarcie mówi się, iż bierzmowanie jest – przepraszam za drastyczność – sakramentem pożegnania się z Kościołem i znane są przypadki, że całe klasy szkolne wypisują się z lekcji religii nazajutrz po otrzymaniu sakramentu. Niejednokrotnie można by więc powtórzyć Pawłowe słowa z Aten: Widzę, że jesteście religijni. I jest to prawda. Polacy są wciąż bardzo religijni. Pozostaje pytanie, co z ich wiarą.

Szansą dla wielu osób są różnego rodzaju propozycje Kościoła: grupy, ruchy, stowarzyszenia czy wspólnoty, w których dokonuje się inicjacja w wierze. Trzeba jednak pamiętać, iż większość naszych wiernych(?!) poprzestaje na liturgii niedzielnej. Część z nich to de facto niewierzący, lecz praktykujący, a więc religijni. Msza niedzielna staje się dla nich jedyną okazją, by usłyszeć kerygmat i wejść w doświadczenie wiary. Niestety, nader rzadko ta okazja jest wykorzystywana. Trudno bowiem nazwać kerygmatycznym to kazanie, którego miałem okazję słuchać w Nowy Rok. Trudno było w nim usłyszeć wezwanie do wyruszenia za głosem Boga. Trzeba zatem iść w kierunku takiego kaznodziejstwa, w którym zawsze chodzi „o wszystko”, takiego, które nie pozostawia słuchaczy w obojętności i duchowej inercji, ale za każdym bez mała razem domaga się nieustannego wyboru za lub przeciw Bogu. Jeżeli nie prowokujemy nieustannie do opowiedzenia się za Bogiem, nasze głoszenie Chrystusa może być co najwyżej etycznym pouczeniem i katechetycznym wyjaśnieniem, ale nigdy nie będzie na służbie wiary. Jezus jest nauczycielem, który proponuje samego siebie, uczeń zaś podąża za Nim – pisze Ubaldo Terrinoni. – W szkole Jezusa nie proponuje się doktryny, lecz raczej model życia i postępowania, duchowy szlak wędrówki człowieka9.

Doświadczenie wiary

Marek Szulakiewicz przestrzega jeszcze przed jednym niebezpieczeństwem wynikającym ze zbyt bliskiego związku chrześcijaństwa z metafizyką. Twierdzi on, że chrześcijaństwo pozbawione greckiej, filozoficznej nadbudowy może stać się jedynie pocieszeniem. Zadaniem religii jest pocieszać. Nie bez przyczyny Karol Marks twierdził, iż religia jest opium ludu, czyli formą pocieszenia dla ludzi cierpiących, biednych, zagubionych, doznających niesprawiedliwości. Popularność, a nawet swoisty renesans religijności w Europie pokazuje, iż zapotrzebowanie na pocieszenie jest bardzo duże. Przykładem tego jest choćby popularność w Polsce pisarstwa brazylijskiego autora Paulo Coelho, o czym wspomniał niedawno Stefan Chwin: Coelho uprawia literaturę religijną bez religii – pisze Chwin. – Życie jako Droga do Przeistoczenia Duszy. Nauczyciele duchowi. Adepci. Oczyszczenie. Zbawienie. Magiczne amulety. I dlatego tak wielu ludzi do niego lgnie. Bo sporo ludzi ma dość Kościoła, nie lubi szlabanów moralnych, które Kościół stawia, a zarazem odczuwa potrzebę dotknięcia sacrum. I on im daje takie świeckie sacrum półpsychoanalityczne. I ludzie go kochają, bo on przynosi pocieszenie, które kiedyś przynosiła religia, ale udaje przy tym, że ma konszachty z religią tylko czysto literackie w sprawie motywów i symboli, co jest nieprawdą10.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 następna strona

ks. Andrzej Draguła

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?