Czytelnia

Jacek Borkowicz

Gdzie są te piramidy? , Z Normanem Daviesem rozmawiają Jacek Borkowicz i Krzysztof Kosiński, WIĘŹ 2004 nr 4.

N. Davies: Na każdy moment historyczny można patrzeć z różnych perspektyw. Jeśli chodzi o unię Anglii ze Szkocją w 1707 roku, to historiografia angielska mało się nią zajmowała, a gdy już o niej mówiono, to jak o czymś naturalnym: królowa Anna nie miała potomka, więc Szkoci przyjęli propozycję unii personalnej. Jednak gdy się patrzy na to wydarzenie nie z perspektywy dworu w Londynie, tylko z punktu widzenia narodu szkockiego, wtedy trzeba zrozumieć, że Szkoci musieli wcześniej ponieść jakąś klęskę, skoro zrezygnowali z niepodległości państwa, która istnieje dłużej od państwa angielskiego! Co to za klęska? Ja ją znalazłem w upadku imperium szkockiego, które trwało tylko dziesięć lat, ale które było -podjętą przez Szkotów - próbą uniezależnienia się od Anglików. I kiedy ten eksperyment skończył się fatalnie, zaistniał klimat, w którym elita szkocka zgodziła się przyjąć unię z Anglią. Ale równie dobrze można sobie wyobrazić sytuację, w której Szkocja stworzyłaby trwałą i bogatą kolonię. Szkoci pomyśleliby sobie wówczas: jesteśmy tak dobrzy jak Anglicy, możemy więc bez nich budować własne imperium.

J. Borkowicz: A dzisiaj mielibyśmy takiCommonwealth-bis”.

N. Davies: Na pewno Edynburg byłby dziś stolicą na równych prawach z Londynem.

J. Borkowicz: Jest pan Walijczykiem, a więc przedstawicielem narodu kresowego, tyle że w odróżnieniu od Polaków zamieszkuje on zachodnie kresy Europy. Czy walijska wrażliwość pomaga panu w rozszyfrowywaniu meandrów polskiej historii?

N. Davies: Już od młodych lat interesowałem się wielokulturowością. Kiedy jako dziecko wychowywałem się w Anglii, widziałem że część naszej rodziny należy do innej kultury. Ogromnie ważną kwestią był dla mnie zawsze temat straconej tożsamości. Wielokulturowa wizja historii wysp jest kompletnie obca Anglikom, których perspektywa jest w dużej mierze egocentryczna: nic nie wiedzą o historii Walii, Szkocji i Irlandii. Dla nich liczy się tylko to, że na przykład jakiś król angielski zdobył Irlandię w XIII wieku, ale żeby poznać irlandzką kulturę, to już za wiele!

Tymczasem perspektywa Celtów zamieszkałych na Wyspach jest zupełnie inna. Czy wiecie panowie, jak brzmi walijskie słowo określające Anglię? Brzmi ono Lloegr, co po walijsku znaczy „stracony kraj”.

J. Borkowicz: To przecież Logr z arturiańskich legend!

N. Davies: Otóż Walijczycy patrzą na całą Anglię, jak na dawną Walię. Ich przodkowie we wczesnym średniowieczu wycofali się na zachód pod naporem anglosaskim. Na przykład Dover, leżące jak najdalej od Walii, to walijskie słowo oznaczające wodę: dwr, czyli „miasto nad wodą”. Z kolei rzeka Avon przepływająca przez szekspirowski Stratford po walijsku oznacza po prostu rzekę, Oksford zaś, w mowie Anglów „bród, przez który pędzi się woły”, też jest kalką z walijskiego Rhydychen. Walijczycy stracili dziewięćdziesiąt procent swojej dawnej ziemi, a wiedza o tym kompletnie zmienia wizję historii wyspy. Podobnie jak wiedza o tym, że kultura walijska jest o wiele starsza od angielskiej.

J. Borkowicz: Wielokrotnie sięgałem po „Historię Anglii” Georgea Macaulaya Trevelyana (to krewniak Babingtona), który też pięknie pisze, narracyjnie jest po prostu wspaniały. Ale zawsze wychodzi z niego angielski imperialista i trochę nawet szowinista, gdy pisze o „ dzikich walijskich góralach”.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 następna strona

Jacek Borkowicz

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?