Czytelnia

Konrad Sawicki

Konrad Sawicki, Jedna biografia i dwóch bohaterów, WIĘŹ 2011 nr 1. Recenzja książki "Kapuściński non-fiction".

Mamy też w tej biografii inny portret Kapuścińskiego. Przede wszystkim — doskonały reporter. Wrażliwy obserwator, mistrz metafory, przenikliwy syntetyk. Tytan pracy. Przez całe życie bardzo ciężko pracował, a ponieważ pisał starannie, wolno i z mozołem, było to dla niego mordęgą. Kultywował zasadę — na jedną napisaną stronę, przeczytaj sto. Życzliwy i pomocny w redakcji. Gdy pewien kolega trafił do szpitala, a Kapuściński miał już w Polsce status gwiazdy i wszyscy znali jego nazwisko, nie wahał się zadzwonić na oddział i poprosić lekarza, by chorym zajął się wyjątkowo dobrze. Ów chory nic nie wiedział o tej pomocy. Był uważnym słuchaczem, chętnie pomagał młodszym kolegom z redakcji. Ideowo przez większość życia stawał po stronie słabych, biednych, wykluczonych. Niedługo przed śmiercią pytany, dlaczego poświęcił się pisaniu o ludziach biednych, odpowiada: „człowiek może być ubogi nie dlatego, że jest głodny, albo że nie posiada dóbr, lecz dlatego, że go lekceważą, pogardzają nim. Ubóstwo to stan niemożności wypowiedzenia się. Dlatego mówi w ich imieniu”.

Lektura książki Domosławskiego uświadamia nam, że dzieło życia Ryszarda Kapuścińskiego opiera się na dwóch filarach. Pierwszy to książki, jego pasja. Pisanie było zasadą jego życia, musiał pisać. Jeśli nie pisał, czuł się podle, marnował czas. Głęboko wierzył, że ma ludziom coś bardzo ważnego do przekazania, a książki są najlepszym kanałem tego przekazu. Jednak samo napisanie dobrych książek to za mało. Chodzi przecież o to, żeby były czytane. Dlatego równolegle z pisaniem stopniowo postępuje inne, odrębne dzieło: tworzenie wizerunku reportera Ryszarda Kapuścińskiego. To wizerunek nieustraszonego korespondenta wojennego, uczestnika niezliczonych puczów i rewolucji, znającego osobiście wielkie postacie ówczesnego świata np.: Che Guevarę i Lumumbę. To właśnie drugi filar dzieła Kapuścińskiego.

Legenda Kapuścińskiego poszła w świat, a wraz z nią jego książki. Niestety ta piękna i kolorowa legenda ma sporo szarości, a nawet czarnych plam. Jej pokolorowanie przyniosło niewątpliwie zamierzone efekty, jednak tym samym jej bohater zastawił na samego siebie niebezpieczną pułapkę: A co, jeśli się wyda? Co się stanie, gdy ludzie zaczną odkrywać, że zmieniał lub tworzył rzeczywistość swoich reportaży? Co się stanie, gdy ludzie dowiedzą się o jego współpracy z wywiadem PRL? Co się stanie, gdy wyjdzie na jaw, że nigdy nie spotkał Che Guevary? Nieustraszony reporter wpadł w sidła własnej legendy i zawładnął nim strach. Domosławski przytacza w biografii ten cytat dwukrotnie: „Mimo światowej sławy, która powinna mu dać pewność siebie, był czymś przygnieciony, widziałem to w spojrzeniu, kroku; ten uśmiech, ta miękkość” Bał się. Bał się, że jego dzieło może runąć, że ludzie przestaną czytać jego książki. Ten strach trzymał go aż do śmierci.

Wyobrażam sobie, że ze strachem zmierzyć się musiał także Artur Domosławski. W taki sposób pisać o swoim przyjacielu i mistrzu? Tak wprost, tak do bólu szczerze? Prawdopodobnie niejeden raz podczas długich lotów gdzieś na trasie do Dar es Salam czy do Mexico City, podczas długich godzin ślęczenia nad tekstami, relacjami i rozmowami zmagał się z lękiem o to, co się stanie po publikacji biografii. Musiał przecież przewidywać, że rozpęta się burza, wielka burza. Jak to wpłynie na jego życie i karierę? Prawdopodobnie właśnie z takich refleksji Domosławskiego, z tego zmagania się z myślą o jutrze zrodził się pomysł, by samego siebie uczynić drugim bohaterem tej pasjonującej opowieści. W ten sposób autor stwarza sobie szansę na wytłumaczenie się przed czytelnikami. Również w ten sposób Domosławski — reporter i publicysta — zainicjował dyskusję o dziennikarstwie i polskim reportażu.

Konrad Sawicki

poprzednia strona 1 2 3

Konrad Sawicki

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?