Czytelnia

Tomasz Wiścicki

Juan Karlos Kiszczak?, Z Andrzejem Wielowieyskim dyskutują Zbigniew Nosowski i Tomasz Wiścicki, WIĘŹ 2001 nr 3.

— Którzy lepiej rozumieli tę konieczność...

— Tak, którzy lepiej i może szybciej zrozumieli tę konieczność. W tym zakresie była to duża zasługa Kiszczaka, Czyrka i Cioska — oni uważali, że trzeba znaleźć kompromis i naciskali na Jaruzelskiego. Nie wykluczam, że oni wszyscy dopuszczali za parę lat jakąś ewolucję systemu, jednak jest faktem, że już po przegranych wyborach gen. Jaruzelski sprzeciwiał się demokratycznym przemianom — np. protestując na spotkaniu z Obywatelskim Klubem Parlamentarnym przeciw projektom reform samorządowych, które oznaczały koniec rządów jego partii w terenie.

Obydwaj generałowie nie byli okrutni ani niezrównoważeni psychicznie. Byli rozsądni. Myśleli realistycznie, wyczuwali niebezpieczeństwa, szukali wyjścia. Ale spotkali się z dużym oporem we własnych szeregach. I przejdą do historii jako ci, którzy w końcu dość umiarkowanie potraktowali przeciwników systemu komunistycznego, a zarazem potrafili w końcu złamać silny opór aparatu partyjnego, który nie rozumiał i nie chciał porozumienia.

O tej drugiej sprawie Michnik mówi nawet za mało. Generałowie mniej bali się porozumienia niż aktyw partyjny — mieli przecież w ręku siłę: wojsko, policję, karabiny. Uważali, że w razie czego mogą użyć przemocy. A z różnych względów, między innymi międzynarodowych, uznali w końcu, że trzeba zawrzeć jakieś porozumienie z Wałęsą. Musieli jednak przezwyciężyć opór aparatu. W Ursusie 5 listopada 1988 roku odbyła się wielka narada aktywu partyjnego. Zjechało się kilka tysięcy ludzi z całej Polski. Tłum ryczał na Jaruzelskiego, żeby bić. Żadnych rozmów, żadnych kompromisów, żadnych „Solidarności”! A Jaruzelski temu spotkaniu przewodniczył.

Na posiedzeniu KC, w grudniu 1988 roku, większość odmówiła zgody na porozumienie z opozycją. I wtedy generałowie Jaruzelski, Kiszczak, Siwicki „rzucili szable na stół” — w towarzystwie Rakowskiego złożyli dymisję. Wywarli największy możliwy nacisk. To jest ich zasługą. Bez tego nie byłoby okrągłego stołu.

Czy to wszystko wystarcza, by powiedzieć — jak Michnik — „wspólnie z gen. Kiszczakiem demontowaliśmy dyktaturę”?

Pamiętajmy, że oni zakładali, iż władzy nie oddadzą, co najmniej przez najbliższe trzy-cztery lata. Zakładali, że wygrają te kombinowane wybory, choć oddadzą nam ponad sto mandatów.

Wiadomo jednak, że kierownictwo PZPR bardzo sprawnie przygotowywało się do oddania władzy.

To dopiero od pewnego momentu. Przygotowywali się do przemian gospodarczych, bo uwolnienie cen nastąpiło już za rządów Rakowskiego i sytuacja stała się bardzo groźna. Ale nie przygotowywali się poważnie do oddania władzy.

— Skąd zatem u Adama Michnika tak głębokie przekonanie, że Czesław Kiszczak jest człowiekiem honoru?

— To znowu jakiś emocjonalny odruch Michnika, skądinąd mojego przyjaciela. Słuszna jest jego intencja pokazania historycznego wymiaru postaw oficerów, którzy umożliwili spokojne przejście od komunizmu do demokracji. Ale irytująca jest kwestia rozliczenia moralnego. Gen. Kiszczak nie podejmuje krytycznej refleksji nad swoimi poprzednimi działaniami. Adam Michnik natomiast jasno widzi racje moralne, gdy mówi o komunizmie, ale później wygłasza tezę, iż generałowie „sto tysięcy razy” odkupili swoje grzechy, że są ludźmi uczciwymi, że zarówno w stanie wojennym, jak i później działali najuczciwiej jak można sobie wyobrazić i że są ludźmi honoru.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 następna strona

Tomasz Wiścicki

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?