Czytelnia

Tomasz Wiścicki

Juan Karlos Kiszczak?, Z Andrzejem Wielowieyskim dyskutują Zbigniew Nosowski i Tomasz Wiścicki, WIĘŹ 2001 nr 3.

Lepiej by jednak było, aby o honorze dyktatorów wyrokowali przywódcy demokratyczni. To ministrowie spraw wewnętrznych państw demokratycznych powinni decydować o honorze szefa MSW państwa komunistycznego, który za niewinność wsadzał ludzi do więzienia. Ten sam człowiek powiada po dwudziestu latach, że on nic złego nie chciał tym ludziom zrobić. Tak się tylko złożyło, że trzymał ich w więzieniachZresztą Kiszczak z równą konsekwencją, co o swojej niewinności w stanie wojennym, mówi o swojej pracy w Informacji Wojskowej w latach pięćdziesiątych. Nie wspomina też nic o działaniach MSW, którym już on sam kierował, w latach osiemdziesiątych — a przecież ks. Popiełuszko nie był jedyną ofiarą resortu w tych czasach i nie jedynym księdzem, który zginął. Czy taką drogę życiową można porównywać z drogą szefa policji państwa demokratycznego?

Możemy zrozumieć intencje dyktatora. Ale nie załatwia to sprawy ani w sensie moralnym, ani społeczno-politycznym. I nikomu — nawet najbardziej zasłużonemu bojownikowi o demokrację, jakim był Adam Michnik — nie wolno mówić, że tamte działania są przebaczone. Rzecz dotyczy przecież cierpień wielu ludzi i gnębienia całego narodu. Nie ma tu miejsca na indywidualne wybaczanie. To jest sprawa ogólnospołeczna.

Niezrozumiała jest dla mnie postawa Adama, który nie tylko rozumie racje Kiszczaka, ale zarazem mu przebacza. Zrozumieć wszystko wcale nie oznacza przebaczyć. Ja mogę rozumieć, dlaczego on kazał strzelać, ale to nie jest podstawa do wybaczania, zwłaszcza do tego, by pan Michnik wybaczał w imieniu społeczeństwa.

— Michnik mówi wyraźnie, że chce przebaczać tylko we własnym imieniu. A czy Pan osobiście myślał o swoim stosunku do Kiszczaka w kategoriach wybaczania?

— Nie. Nie jestem sędzią. Był bystrym i ciekawym partnerem, choć nie wiedziałem, czy jest rzetelny, czy obietnice będą dotrzymane. Potem okazało się, że on i jego towarzysze dotrzymali umów korzystnych dla kraju.

Ale to wcale nie oznacza, że łamanie praw ludzkich przez dziesięciolecia komunizmu nie wymaga rozliczenia. Oni są za to współodpowiedzialni. Refleksja Kiszczaka na ten temat jest bardzo uboga.

— On wręcz nie chce o tym mówić. Prosi prowadzące rozmowę dziennikarki, by nie dociskały, bo przed nim cała seria rozpraw w Instytucie Pamięci Narodowej: „Nie dostarczajcie, panie, dowodów”. Nie wiadomo zresztą, o jakich procesach Kiszczak mówi, ale znamienne, że za swoje zadanie uważa tam bronienie siebie. Chce nie tyle mówić prawdę, co bronić samego siebie. Ma do tego prawo, ale nie nazywajmy takiej postawy postępowaniem człowieka honoru.

To jest problem wymiaru człowieka. Wobec skali swoich win, ale również zasług, generałowie mogliby mieć dość siły wewnętrznej, żeby stawić czoło odpowiedzialności za działania, których są współautorami. Powinni podjąć problemy z otwartą przyłbicą. A takiej woli nie widać. Co więcej, ich obawa przed oskarżeniami, przed IPN, pokazuje, że wiedzą, jak bardzo ważne to były sprawy, i że nie da się ich załatwić bezboleśnie.

Obaj generałowie konsekwentnie unikają stanięcia przed sądem w bardzo konkretnych sprawach, jak strzelanie do robotników w grudniu 1970 i 1981 roku. Niestety, ich postawa uzyskuje wsparcie ze strony Adama Michnika, który mówi, że rozliczenia nie są potrzebne: „Z nimi zamykamy rachunek, wojna skończona”. Procesów być nie powinno.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 następna strona

Tomasz Wiścicki

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?