Czytelnia

Ciało

Małgorzata Wałejko, Silny potrzebuje słabego, WIĘŹ 2009 nr 7.

Arek Więcko opowiadał, jak pierwszy raz, jako student, znalazł się na spotkaniu grupy osób niepełnosprawnych intelektualnie. Lekko przerażony i zakłopotany, jako „gość poważny i rzadko patrzący ludziom w oczy”, przyglądał się spod ściany, jak tańczyli, na przemian śpiewając, wpadając sobie co jakiś czas w objęcia i „obśliniając się przy tym w aktach czułości”. Był zdegustowany tą „przedszkolną sytuacją”, gdy nagle podeszła do niego Dorotka, osoba z zespołem Downa i spytała: „Jak masz na imię? Czemu się z nami nie bawisz?”, po czym „jak malucha” wzięła go za rękę i wciągnęła do zabawy. Arek opowiada:

„Te dwa pytania Dorotki, której już nie ma pośród nas, chodzą mi stale po głowie przez dwadzieścia parę lat od tamtego spotkania. Pytanie o imię, to pytanie o moją istotę, niepowtarzalność. To zwrócenie uwagi na moją osobę ze względu na nią samą, bez kontekstów: Od kogo jesteś? Kto cię polecił? Kim jesteś? (bo może mi się na coś ta znajomość przyda?). Z kolei drugie pytanie zahaczało z troską o stan mojego ducha. Skoro nie masz ochoty się z nami bawić, to pewnie coś cię smuci, coś przeżywasz i nie jest to dla mnie obojętne”.

To wydarzenie zapoczątkowało w Arku drogę odkrywania istoty życia, czyli bezinteresownego spotkania z drugą osobą. Dziś tak widzi siebie z tamtego czasu:

„Złapałem się na tym, że tak naprawdę odwiedzałem innych, bo coś dla nich lub do nich miałem: książkę do oddania, sprawę do załatwienia, imieninowy prezent. Robiłem różne rzeczy dla innych ze względu na coś. Nie było we mnie nastawienia, że idę na spotkanie z drugim ze względu na niego samego, tak bez specjalnej okazji czy pretekstu. Moimi profesorami w szkole towarzyszenia drugiemu w przyjaźni byli słabi — osoby z niepełnosprawnością intelektualną”.

„Człowiek nie jest «po co?»” — napisał Tadeusz Gadacz we wspomnianym liście do Jacka Hołówki. Gadacz rezygnuje z filozoficznych dywagacji i decyduje się na osobiste zwierzenie. Profesorem tego, być może najwybitniejszego żyjącego polskiego filozofa okazała się maleńka, chora dziewczynka:

„Rok po śmierci synka urodziła się nam córeczka. Już następnego dnia orzeczono, ze jest chora[...]. Bardzo cierpiała, przez kilka miesięcy była znieczulana morfiną. Zmarła w kilka miesięcy po urodzeniu. Nie rozumiałem wówczas sensu tragicznej sytuacji[...]. Jednak perspektywa czasu odsłoniła mi jedną głęboką prawdę: Cecylka żyła dla nas. Mnie podarowała ojcostwo, a Kasi macierzyństwo. Zrozumiałem, jak wielkim darem może być obecność bliskiej, kochanej osoby, każdy dzień i każda chwila tej obecności, każdy uścisk palca i każde dotknięcie. Dziś to doświadczenie jest siłą mojego życia”10. Przypominają mi się słowa prof. Janet Smith, która po eutanazji dokonanej na Terri Schiavo mówiła:

„Niektórzy mówią, że osoby w stanie wegetatywnym «nic nie mogą robić». Ale one mogą być i to proste «bycie» jest w istocie czymś; osoby w takim stanie, lub w głębokiej demencji, nie wydają się być świadome czy zdolne nawet do chwalenia Boga. Jednak my nie wiemy, co dzieje się w ich wnętrzu. Wiemy natomiast, że służą nam darem dla nas zbawiennym: mogą być obiektem naszej miłości, mogą przyjmować naszą miłość. I choć nie wiemy, jaki cud nasza miłość może czynić w nich, możemy mieć pewność, że ona dobro czyni w nas. Noworodki — tak kochane — także niewiele «mogą robić»; owszem, mamy nadzieję, że urosną i odwzajemnią miłość, ale czyż nie kochamy ich, «bo są»? Kochamy kwiaty i zwierzęta, które również «nic nie mogą robić». Podlewamy i nawozimy róże, ale nie daliśmy wody i jedzenia Terri”11.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 następna strona

Ciało

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?