Czytelnia

Tomasz Wiścicki

Tomasz Wiścicki, Mamy prawo do prawdy, WIĘŹ 2005 nr 2.

Spośród dwóch pojęć zawartych w pomyśle abp. Życińskiego z „prawdą” kłopoty będą głównie techniczne, polegające na trudnościach w jej ustaleniu wobec zniszczenia znacznej części dokumentów. Dużo większy problem jest z „pojednaniem”. Co ono właściwie miałoby w tym kontekście znaczyć? Znamienny jest praktyczny brak w ostatnim piętnastoleciu poważniejszej dyskusji na ten temat. Można więc tylko tytułem wstępu pokusić się o sformułowanie kilku tez na ten temat.

Otóż pojednanie jest pojęciem moralnym. Wynikają z tego ważne konsekwencje. Przede wszystkim musi więc być oparte na prawdzie. Pojednanie nie tylko nie powoduje zatarcia granicy między dobrem a złem — to rozróżnienie jest jego koniecznym warunkiem. Dopóki więc winni naprawdę nie uznają swych win — pojednanie może być tylko parodią.

W odróżnieniu od przebaczenia, które może być aktem jednostronnym — do pojednania trzeba dwóch stron, które tego szczerze pragną. Co więcej — muszą pragnąć pojednania dla niego samego, a nie po coś. Jeśli więc winny chce się pojednać, by uzyskać świadectwo moralności i by inni nie mogli się go czepiać — pojednanie jest fikcją. Podobnie się dzieje, gdy ofiara jedna się, by poczuć własną wspaniałomyślność albo związać ze sobą swych dawnych krzywdzicieli.

Pojednanie jest aktem, który nie ma czegokolwiek „załatwiać”. Służy jedynie uzdrowieniu moralnemu — w wymiarze jednostkowym i społecznym. Zdaję sobie sprawę z tego, że tak sformułowane warunki są niezmiernie trudne do spełnienia. Dotychczasowe zachowanie winnych nie wskazuje na to, by z tej strony było wielu chętnych do jednania się. Dużo większym optymizmem napawa zachowanie dawnych ofiar — nie widać przykładów zapiekłej nienawiści czy dążenia do zemsty.

Z pojednaniem — tym prawdziwym — nie stoi moim zdaniem w sprzeczności oczekiwanie, by osoby, które zawiniły, usunęły się z szeroko rozumianego życia publicznego. Usunięcie (najlepiej dobrowolne, a w przypadkach, gdy to nie następuje — także środkami prawnymi) funkcjonariuszy SB i innych komunistycznych tajnych służb wydaje mi się bezdyskusyjne, zarówno z przyczyn pragmatycznych — patrz: masa afer, w które są zamieszani — jak i moralnych, skoro służba w komunistycznym aparacie ucisku była czynem hańbiącym. Niech więc sobie spokojnie żyją, jeśli nie popełnili przestępstw, ale niech nami nie rządzą i w ogóle — niech mają jak najmniejszy wpływ na nasze życie.

Co do współpracowników — sprawa jest bardziej skomplikowana. Wśród nich były — jak już wspomniałem — bardzo różne przypadki. Szczególny problem stanowią ci, którzy mieli za sobą epizod współpracy, a następnie zaangażowali się (naprawdę, a nie na zlecenie) w działalność opozycyjną, ponosząc nieraz z tego powodu poważne konsekwencje. Tego rodzaju sytuacje wymagają wnikliwego poznania i zróżnicowanej oceny.

Dotychczasowe doświadczenia nie wskazują na to, by opinia publiczna — także „postopozycyjna” — była w takich przypadkach szczególnie krwiożercza. Przykładem — Zdzisław Najder, który po ujawnieniu epizodu współpracy i przyznaniu się do niego usunął się wprawdzie z bieżącego życia politycznego, zachował jednak status cenionego eksperta w dziedzinie polityki zagranicznej.

Jako generalną zasadę — dopuszczającą pewne wyjątki — uważałbym jednak usunięcie się TW z życia publicznego — szeroko rozumianego, nie tylko ze stanowisk przewidzianych w ustawie lustracyjnej. Nie wyobrażam sobie, by były agent pouczał nas, jak mamy żyć. Dobrowolne usunięcie się z życia publicznego lub choćby na jego margines byłoby znakiem, że taki człowiek choć w części zrozumiał swą winę.

Po piętnastu latach od upadku komunizmu sprawdzają się słowa tych, którzy od dawna twierdzą, że sprawy teczek SB nie da się przemilczeć. Prawda prędzej czy później wyjdzie na jaw. I bardzo dobrze, że wyjdzie. Ujawnienie prawdy — nawet bolesnej — służy nam wszystkim. Trudności, towarzyszące temu ujawnianiu, nie powinny służyć za pretekst, by nad wstydliwymi kartami z naszych wspólnych i indywidualnych dziejów spuścić zasłonę niezdrowego milczenia.

Tomasz Wiścicki

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6

Tomasz Wiścicki

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?