Czytelnia

Cezary Gawryś

Cezary Gawryś, Mój syn, moja miłość (współp. Szczepan Czerski), WIĘŹ 2007 nr 10.

To ważne, że wasza rodzina jest skonsolidowana i pełna wzajemnego zaufania. Można pozazdrościć. Natomiast niezdrowe zainteresowanie obcych osób problemami Państwa zaniepokoiło mnie... Jakże bywamy niekulturalni, wścibscy, często wręcz chamscy. Ja teraz, gdy spotykam się w towarzystwie z pogardliwym użyciem słowa „pedał”, odzywam się głośno: „A gdyby wśród nas była osoba homoseksualna, to jak musiałaby się poczuć?”...

Cezary


13.05.2005

Panie Cezary!

Od kilku dni mam w głowie jedno zdanie z Pana listu do mnie: „Inny aspekt tajemnicy: wierność Boga człowiekowi i człowieka – Bogu. Wierność Ojca – Synowi. Wierność przyjaźni, wierność samemu sobie, w imię życia”...

Bardzo dziękuję za tę myśl. Ta „wierność samemu sobie” jako zasada zaprząta mi głowę od kilku miesięcy. Na początku „patrzyłem” na siebie podejrzliwie, zastanawiałem się, pełen niepewności – czy te zmiany w moim życiu będą trwałe? Czy jestem sobą, czy może to tylko jakaś poza, stosowna do tragizmu sytuacji? Teraz jestem już spokojniejszy. Moje postępowanie mogę chyba określić jako w pełni świadomy wybór. Ktoś z boku zapytałby może, skąd takie wahania, nieufność, brak wiary w samego siebie? Z głęboko wyrytego w świadomości przekonania, że to właśnie ja w jakimś okresie życia rodzinnego swoim niedojrzałym zachowaniem przyczyniłem się do braku pewności siebie u syna, że nie odpowiedziałem na jego potrzeby.

Pańskie „wyważanie” problemu stanowi dobrą przeciwwagę dla mojej impulsywności, racjonalizuje moje podejście do zagadnienia, pomaga mi. Łaknę rozmowy z drugim człowiekiem.


Wielkanoc, kronika bólu i radości. Marcin cieszył się z przyjazdu, widać było, że odpoczywa, że potrzebuje rodziny. Delikatnie zapytaliśmy, czy pójdzie z nami do kościoła na liturgię Wielkiego Tygodnia. Odpowiedział, że nie. Byłem tym przygnębiony. Próbowałem go namówić na pójście ze mną na nocne czuwanie w Wielki Piątek. To były zupełnie „świeckie uroczystości”. W kościele grała orkiestra kameralna stosowne utwory, a przy Grobie Pańskim w tym samym czasie młody artysta malował oblicze Chrystusa, w dużym formacie. Niestety Marcin każdą propozycję zbywał tym samym „nie”. A ja szukałem choćby iskierki, która da mi nadzieję, że jego wcześniejsze, dużo głębsze niż moje, związki z wiarą, gdzieś dadzą o sobie znać!

Jest teraz sobota, 2 kwietnia 2005, godz. 16.21. Cały czas przeżywamy wielki ból, od wielu godzin towarzyszy nam świadomość, że tracimy kogoś naprawdę Wielkiego. I z tego bólu nagle wyrasta radość! Żona dostaje SMS od Marcina, że był w Katedrze na mszy, śledzi wszystko w radiu, a w ostatnich godzinach udało mu się dotrzeć do telewizora. Żona twierdzi, że to może tylko wyraz hołdu dla umierającego Papieża. Nie wiem, wybieram nadzieję.

Podczas wielkanocnego pobytu Marcina w domu narodziło się, mam wrażenie, niezmiernie ważne ogniwo w naszym dialogu z synem. Córka, która wie już o wszystkim i mimo młodego wieku doskonale to rozumie, staje się pomostem w porozumieniu. Ich rozmowy w cztery oczy o problemie są z oczywistych względów bardziej bezpośrednie, nie mają takich obciążeń, jak te z rodzicami.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 następna strona

Cezary Gawryś

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?