Czytelnia

Cezary Gawryś

Na pytania trzeba zapracować, Z Cezarym Gawrysiem rozmawia Alina Petrowa-Wasilewicz, ?Gazeta Wyborcza?, 7-8 września 2002.

Jak dociera się do ludzi, którzy nie czytali najważniejszych książek polskiej i światowej literatury, nie znają kodu kulturowego, którym mówią ludzie ze starszego pokolenia? Są jak przedstawiciele jakiegoś obcego plemienia i w podobny sposób patrzą na dorosłych. Nie znamy swoich języków.

— Oni rzeczywiście mają chaos w głowach z powodu konsumowania produktów kultury masowej, a także ubóstwa emocjonalnego w rodzinach. To rzutuje na ich stosunek do Kościoła, mówią o nim często z agresją, wygłaszając różne brednie. Przekonałem się jednak, że polemika skazana jest na porażkę, gdyż konieczna byłaby tu gruntowna praca od podstaw. Na to nie ma czasu ani warunków, zresztą oni bronią swego, traktują polemikę jako swoisty ring, na którym chcą znokautować dorosłego przeciwnika. Mimo wszystko nie unikałem polemik, brałem takie prowokacje za dobrą monetę i później nieraz przepraszali mnie za swoje zachowanie

Ale najważniejsze to dotrzeć do ich serca. O ile niesłychanie uboga jest ich formacja intelektualna i duchowa, to są przy tym ludźmi wrażliwymi na krzywdę, zalęknionymi i spragnionymi miłości. I mają nieraz bardzo bolesne doświadczenia życia uczuciowego we własnych rodzinach. Gdy tylko dotykałem tej wrażliwości, zapadała cisza. Gdy odwoływałem się do ich doświadczeń, zranień, lęków i niepokojów, gdy pokazywałem, że ich rozumiem, zyskiwałem ich zaufanie i mogłem poruszać bardzo ważne i głębokie tematy. Mówić o Jezusie z Ewangelii, o błogosławieństwach, eschatologii, etyce seksualnej i miłości małżeńskiej, o historii Kościoła — właściwie o wszystkim. Pod warunkiem że dotknąłem tej struny, która głęboko tkwi w każdym z nich.

Miałem na przykład klasę, która była wyjątkowo niesubordynowana, może dwie, trzy osoby patrzyły na mnie, starając się wynagrodzić mi wzrokiem moje wysiłki, reszta rozmawiała, więc prowadzenie lekcji było niemożliwe. Do czasu, gdy opowiedziałem im prawdziwą historię, jak z żoną przygarnęliśmy bezdomnego psa skopanego przez ludzi, jak się nim opiekowaliśmy, leczyliśmy. Przez 40 minut słuchali mnie w absolutnej ciszy. Na koniec powiedziałem, że skoro pies tak potrzebuje miłości, to co dopiero powiedzieć o człowieku. I zacząłem mówić im o Jezusie.

Oni zidentyfikowali się, może nieświadomie z tym psem. Z drugiej strony dał im Pan świadectwo, nie omawiał w sposób akademicki dogmatów wiary. Nie teoretyzował Pan, ale mówił o autentycznym przeżyciu.

— Wtedy rzeczywiście zaczyna coś iskrzyć. Wielką szansą są również rzadkie zdarzenia, gdy oni sami o coś zapytają. Ale na to trzeba zapracować. W innej klasie, gdzie lekcje też szły jak po grudzie, któregoś dnia, nim wyciągnąłem konspekt z zaplanowaną lekcją, jedna z dziewczyn podniosła rękę i zapytała, czy jej koleżanka, która dokonała aborcji, pójdzie do piekła. Zapadła cisza i wszystkie oczy były we mnie wpatrzone. Zacząłem mówić o grzechu ciężkim, poczuciu winy, piekle, sądzie nad nami, spotkaniu z Jezusem, o przebaczeniu i miłosierdziu Bożym. Zadawali dalsze pytania i była to jedna z najwspanialszych lekcji, jakie w tej szkole przeprowadziłem.

Wielu księży i biskupów mówi o agresji, wręcz chamstwie młodzieży wobec katechetów. Czy to jest wołanie o miłość, które należy odczytać i zaspokoić ten głód?

— Intuicja podpowiada mi, że oni, opuszczeni przez świat dorosłych, są bardzo zagubieni. Jednocześnie stawia im się ciągle bardzo wysokie wymagania, czują się więc potępiani. Gdy przychodzi do nich ksiądz lub świecki katecheta, poddają go próbie, prowokują go, by usłyszeć znajome słowa: jesteście beznadziejni, do niczego, mam was dość. Prowokują do odrzucenia, gdyż wówczas wszystko wróciłoby do normy — świat dorosłych ich odrzuca. Jest to prowokacja, której nie wolno się poddać.

poprzednia strona 1 2 3 4 następna strona

Cezary Gawryś

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?