Czytelnia

Polecamy do czytania

Janina Koźbiel, Na ratunek słowom, WIĘŹ 2008 nr 6.

„Starego” i „nowego” Różewicza tylko na pozór dzieli przepaść. I dawna, i obecna poezja to efekt niezwykłej wierności, upartego trwania — na granicy między życiem a śmiercią, między ziemią a niebem, między istotami skazanymi na niebyt a nieśmiertelnymi. Widoczna w ostatnich tomach poety zmiana wynika przede wszystkim z tego, że śmierć na wojnie — zadana przez drugiego, śmierć gwałtowna, śmierć z nienawiści — przestała być głównym tematem jego pisarstwa. Ten inny rodzaj śmierci: śmierć — odejście, wyjście (tak brzmi tytuł jednego z tomów) mogła stać się źródłem całkiem innych emocji, a także przedmiotem kontemplacji, nadziei. Ale przecież to, co najważniejsze dla Różewicza — napięcie między istnieniem a nieistnieniem — pozostało. „Życie bez boga jest niemożliwe / życie bez boga jest możliwe” napisał w jednym z najsłynniejszych wierszy.

Ważnym elementem poetyckiego pejzażu pozostali ludzie: Ojciec, Matka, brat Janusz, dziadek, Wanda Rutkiewicz, Tadeusz Kantor... Ale — zauważmy — ludzie, którzy odeszli, jednak pozostawione przez nich ślady poetyckie słowo próbuje zachować i ocalić. Niektórzy z nich sami je współtworzyli (w tomie Matka odchodzi znalazły się próby literackie Stefanii i Janusza).

Uniwersum Różewicza to jednak nie tylko najbliżsi — rodzina i przyjaciele. Jego słowo konfrontuje się ze słowem i ideami pozostawionymi przez bliskich nieznajomych — ludzi kultury. Poza wspomnianym już Kafką są to: Mickiewicz, Norwid, Staff, Freud, Heidegger, Wittgenstein, Nietzsche, Goethe, Böhme, Swedenborg, Arystoteles, Tomasz z Akwinu, Valéry, papież Jan XXIII i jeszcze wielu innych. A każdy z nich obecny-nieobecny pojawił się przynajmniej na chwilę w Różewiczowskiej sztafecie pokoleń.

Technika poetyckiego kolażu, którą od lat autor Kartoteki konsekwentnie stosuje, zyskuje dzięki temu przejmującą wymowę świadectwa. Własne słowa oplata poeta najczęściej wokół zdań, fraz, opisów zachowań w potocznej świadomości skamieniałych, zrośniętych — choć nie zawsze najtrafniej interpretowanych — z tymi postaciami z monumentów, a ich fizyczna obecność w pejzażu pozostaje zbyt często bolesnym śladem naszej małości, by przywołać znaczenia z wiersza Jest taki pomnik.

Postawy i idee owych obecnych-nieobecnych poddaje w ten sposób Różewicz nie tyle może próbie własnego języka, raczej konfrontuje to, co zbiorowe z tym, co indywidualne, to, co dziś ważne z tym, co wczoraj zrodzone. Bada moc sprawczą bytów, które istnieją-nie istniejąc, i bytów, które nie istnieją-istniejąc. Jedyną przestrzenią, w której to się może dokonać, jest przecież język, a jedynym magiem, który może sprostać tej alchemii — świadom swej roli poeta. Aby stało się to możliwe, czyli dostrzegalne i społecznie akceptowane, język artystyczny Różewicza odbywa swego rodzaju drogę przez mękę, a sam autor, wkraczając na tę drogę, wpisuje w swój los także odrzucenie czy zgorszenie.

Zachłanność i czułość

Nie jest chyba tak, że poeta, nawet w pełni wolny, wybiera sobie język, którym się posługuje. Chyba raczej popada w niewolę języka swojego czasu. Podlega przecież ciśnieniu powstających na jego oczach społecznych mitów, fobii, szyderstw, zachłannych ambicji, utrwalonych lęków i przekonań — niedostępnych inaczej niż w słowach, swoją powszechność i wagę zaświadczających w publicznej mowie natręctwem przysłów, skrzydlatych fraz i klisz, czasem najbanalniejszych z banalnych. Są — owszem — ludzie pióra zatrzaskujący za sobą drzwi swojej wieży, szukający dla siebie jakiejś niszy czy enklawy. Jednak Różewicz nigdy do nich nie należał. Nie przypadkiem pośród swoich mistrzów wylicza Mickiewicza i... Żeromskiego. Jak oni pragnął zawsze dotykać konkretu, a nawet dawać się unosić fali zdarzeń — kibicować lotom na księżyc, pytać o zasadność klonowania czy teorii wielkiego wybuchu, współcierpieć z ofiarami tsunami, zapisać, że Sofia Loren reklamuje polski makaron, zacytować babciny wierszyk: „za Gomułki były bułki / za Gierka żeberka / a za Kani ani ani”, uwiecznić gotowanie jajka na miękko z zaprzyjaźnionym profesorem... To, co wzniosłe, poddawać w ten sposób próbie konfrontacji z tym, co trywialne — licząc na muśnięcie prawdy.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 następna strona

Polecamy do czytania

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?