Czytelnia
Nowy etap feminizmu czy powrót do źródeł stworzenia?, Dyskutują: Elżbieta Adamiak, Ewa Bońkowska SJK, Anna Karoń-Ostrowska, Agnieszka Magdziak-Miszewska, Inka Slodkowska, WIĘŹ 1998 nr 1.
A. Karoń-Ostrowska: Muszę z mojego doświadczenia powiedzieć, że jest zdecydowana różnica w traktowaniu kobiet w Kościele włoskim i polskim. U nas o wiele bardziej definiuje się kobietę poprzez relacje, najczęściej poprzez małżeństwo i macierzyństwo. Definiuje się je też przez brak relacji – takie jest na przykład bolesne doświadczenie kobiet niezamężnych, bezdzietnych mężatek czy samotnych matek, które nieustannie muszą usprawiedliwiać swój dziwny i ,,podejrzany” status. Natomiast mężczyzny nikt nie pyta o jego rodzinny status i samotni panowie w hierarchii społecznej funkcjonują normalnie. Oni niczego nie muszą tłumaczyć, nie stają przed trudnymi pytaniami.
Kobiety są generalnie bardziej bezbronne, uzależnione od mężczyzny, od społeczeństwa, także od instytucji kościelnych. Kobieta jest bezbronna już na poziomie biologii, natury, bez względu na to, jak bardzo chciałaby być silna.
s. E. Bońkowska: Ale przecież kobiety są bardziej wytrzymałe od mężczyzn, lepiej znoszą cierpienie.
A. Karoń-Ostrowska: Tę cechę kobiety musiały w sobie wykształcić. My się bronimy przed przyznaniem do własnej bezbronności, bo to byłoby w pewnym sensie zdaniem się na łaskę. Kobieta, która decyduje się na urodzenie dziecka, automatycznie staje w sytuacji zależności, prośby o opiekę, z którą zwraca się do swego męża, rodziny, społeczeństwa. I może tę pomoc otrzymać lub nie. Zawsze jest ryzyko. Ta bezbronność może stać się jednak siłą kobiety – jeśli odważy się do niej przyznać. Wymaga to jednak odwagi i zaufania do otaczającego ją świata, do przyjazności tego świata. Dlatego tak ważne jest przetwarzanie naszej cywilizacji, gdzie – obok silnych i przebojowych – równoprawne miejsce będą mieli słabi i bezbronni, bo w nich też jest siła, która czyni nasz świat bardziej ludzkim. Trzeba tylko tę siłę docenić.
I. Słodkowska: Z tym nie mogę się zgodzić. Męskie serce i ciało jest tak samo bezbronne jak kobiece. To, o czym mówisz, dotyczy każdego chrześcijanina, nie tylko kobiety.
Wracając zaś do Polski, zastanawiam się czasem, jaki wpływ na tę wizję kobiety, jaką przedstawia Jan Paweł II, ma nasza narodowa historia. Myślę, że bardzo duży. I że dotyczy to w mniejszym stopniu nawet czasów zaborów, przywoływanych często jako przykład na rolę i znaczenie polskich kobiet, a bardziej Polski międzywojennej. Wydaje mi się, że duża część polskich kobiet już wtedy żyła i działała w duchu „nowego feminizmu”. Liczne były organizacje kobiece, funkcjonujące na każdym poziomie życia spokecznego, ekonomicznego i politycznego. Jest to historia bardzo bogata, naprawdę pokazująca wzory zachowań, aktywności, zaangażowania społecznego, politycznego, sposobów bycia w domu. Były to m.in.: Związek Pań Domu, Kobieca Akcja Katolicka, Stowarzyszenie Kobiet z Wyższym Wykształceniem, Związek Ziemianek, Koła Gospodyń Wiejskich, Narodowa Organizacja Kobiet. Wydaje mi się, że posłanek i senatorek wcale nie byko mniej niż obecnie. Wówczas kobiety na niwie publicznej odgrywały na pewno znaczącą rolę. Trudno ją opisać w kilku słowach, ale dość wspomnieć tytuły przedwojennej prasy kobiecej: „Kobieta Obywatelka”, „Kobieta Współczesna”, „Kobieta Polska”, „Kobieta Wiejska”, „Kobieta w Pracy”. Przejawiały się w nich najróżniejsze formy aktywności społecznej kobiet, która, jak się wydaje, była wtedy otoczona dużo większym szacunkiem niż ma to miejsce obecnie.
Ta działalność wcale poza tym nie polegała na przysłowiowym „pieczeniu ciasteczek”. Wiele z nich to nowoczesne organizacje społeczne, które we współczesnym języku polityki nazywane są organizacjami pozarządowymi. Niejedną z nich tworzyły kobiety głęboko pobożne, najczęściej katoliczki, ale także przedstawicielki innych wyznań. I nic nie przeszkadzako, że to wszystko działo się przed Vaticanum II. Dzisiaj jednak o tym się nie mówi, bo to były panie, pod których postulatami nie podpisałyby się kobiety, które obecnie uzurpują sobie prawo do reprezentowania kobiet polskich, zarówno te z lewej, jak i z prawej strony sceny politycznej.
Po wojnie większość tych organizacji kobiecych wznowiła działalność, ale nie na długo, gdyż po roku 1948 zostały zlikwidowane. Wielkim problemem jest, jak sądzę, przerwanie ciągłości. W powstałą lukę weszły kobiety, które powielają wzorce feminizmu w najgorszym wydaniu. Innym kobietom z kolei zaangażowanie społeczne w ogóle nie przychodzi do głowy, z różnych względów. Przede wszystkim, jak myślę, z braku czasu. A jednak nie jest możliwe podjęcie słów Papieża o „nowym feminizmie” bez samoorganizacji kobiet w Polsce. Tylko która z nas się tego podejmie?
Opracował Zbigniew Nosowski