Czytelnia
Elżbieta Adamiak, O co chodzi w teologii feministycznej?, WIĘŹ 1993 nr 1.
Dlatego niektóre badaczki skupiły się nad ujawnieniem istniejących w Piśmie Świętym – mimo patriarchalnej redakcji – kobiecych obrazów Boga. I tak możemy spotkać Boga jako rodzącą (np Iz 42, 11; Pwt 32, 18), karmiącą matkę (Iz 49, 15; Lb 11, 11-13; Ps 131, 1-2; Oz 11, 4), położną (Iz 66, 5-13; Ps 22, 10n), gospodynię (Ps 123, 2; Łk 15, 8-10), czy jako matki-zwierzęta: niedźwiedzicę (Oz 13, 8), orlicę (Pwt 32, 11n), kwokę, samicę ptaka (Mt 23, 37; Łk 13, 34).9 Wzrosła także wrażliwość na „kobiece” formy występowania tego, co boskie: sophia jako kobieta mądrość, szekina jako obecność Boga, ruah jako Boży oddech, Boży Duch, tora jako wskazanie Boże, nakaz Boży (wszystkie te hebrajskie słowa są rodzaju żeńskiego). Rahamim, miłosierdzie Boga pochodzi od rehem, co oznacza macicę, łono matki. Kiedy więc mówimy o miłosierdziu Boga, mówimy zarazem o Jego macierzyństwie. To jedna droga „odzyskiwania” kobiecych tradycji judeochrześcijaństwa. Inne teolożki proponują odwoływanie się do symboli nie mających bezpośrednich konotacji z płcią: moc, miłość, ogień, iskra, światło, życie. Inna propozycja to stosowanie czasownika, najaktywniejszej części mowy dla wyrażenia dynamiki i życia Boga. Nie chodzi więc w teologii feministycznej o zmianę rodzaju gramatycznego słowa, którym określamy Boga, ale o inny rodzaj myślenia, o transcendencji, która nie jest już rozumiana jako niezależna od wszystkiego i panująca nad wszystkim, ale jako wpleciona w tkankę życia, dobrowolnie zależna, bo miłująca. To odejście od tradycyjnego sposobu mówienia o Bogu powoduje też swoiste zbliżenie do Ducha Świętego jako tej Osoby w Bogu, którą najtrudniej ująć, zamknąć w słowa, a która jednocześnie wyraża to, co relacjonalne i dynamiczne w Bogu.
Z tego, co wyżej powiedziane, widać, jak głęboko sięgają dążenia teologii feministycznej. Z tej perspektywy widać, że nie jest dla niej najistotniejsze pytanie, czy kobiety mogą sprawować funkcję kapłaństwa służebnego w Kościele. Ta kwestia stanowić może wstęp do dalszej refleksji – sama obejmuje zresztą cały kompleks zagadnień. Dlaczego kobiety nie są w stanie oficjalnie reprezentować Chrystusa? Jak wiadomo, kwestia ta różnie rozwiązywana jest w poszczególnych Kościołach. Kościoły prawosławny i katolicki stoją na stanowisku niedopuszczania kobiet do święceń. Uzasadniane jest to w deklaracji „Inter insigniores” długowieczną tradycją kościelną oraz koniecznością „naturalnego podobieństwa” pomiędzy Chrystusem a osobą Go reprezentującą. Nie wchodząc w całość dyskusji na ten temat, zwróćmy uwagę na budzące się w tym aspekcie pytania o chrystologiczne i soteriologiczne znaczenie płci. Teolożki feministyczne zwracają uwagę, że w oficjalnej argumentacji przenosi się męskość historycznego Jezusa na Chrystusa. Z soteriologicznego punktu widzenia istotne jest jednak człowieczeństwo Jezusa, a nie Jego płeć – nie kwestionowana przecież męskość. W całym Nowym Testamencie Jezus tylko 3 razy nazwany jest mężczyzną (aner), a prawie zawsze człowiekiem (antropos). W Credo Soboru nicejskiego wyznajemy wiarę w to, iż „Bóg stał się człowiekiem” – nie ma mowy o „staniu się mężczyzną”. Wcielenie było uzasadniane przez Ojców Kościoła formułą: „co nie zostało przyjęte, nie zostało odkupione”. Jezus Chrystus stając się człowiekiem odkupił cały rodzaj ludzki. Czy zatem odmowa święceń dla kobiet ze względu na ich płeć – pytają feministki – nie jest równoznaczna z wykluczeniem kobiet z uczestnictwa w odkupieniu? Czy w teologii sakramentu chrztu nie ma wystarczających podstaw do reprezentowania Chrystusa przez wszystkich, którzy Go przyjęli?
poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 następna strona