Czytelnia

ks. Andrzej Draguła

ks. Andrzej Draguła, Między wieżą Babel a Pięćdziesiątnicą. O współczesnym języku religijnym, WIĘŹ 2004 nr 7.

Wszystkie przytoczone tutaj przykłady – co jest niezmiernie ważne – odnoszą się do osobistego i spontanicznego wyrażenia własnych, bardzo różnych zresztą stanów i postaw religijnych młodych ludzi. Można ubolewać, iż do wyrażenia siebie w kontekście religijnym trzeba aż się uciec do wyrażeń wulgarnych czy kolokwialnych, ale nie można tym wypowiedziom odmówić autentyczności.

Żenada...

Problem zaczyna się według mnie, gdy taki współczesny, slangowy język zostaje przejęty przez ludzi Kościoła i pojawia się już nie tylko w niezobowiązującej rozmowie czy na poligonie językowym, jakim jest „Woodstock”, ale staje się stałym elementem słownika kaznodziei czy katechety. Co wówczas wyraża i w jakim celu jest użyty?

I tu trzeba się zgodzić z krytycznym podejściem do tego typu językowych nowinek we współczesnym języku Kościoła. Nie dlatego jednak ich obecność jest nieuzasadniona, że są same w sobie nieprawdziwe, lecz dlatego, że w ustach kaznodziei czy katechety brzmieć będą fałszywie. Jeśli bowiem nie jest to jego własny sposób mówienia o Bogu, ale język nabyty, wyuczony, a przez to nieautentyczny, to taki kościelny mówca skazuje się dzisiaj na śmieszność, będąc przez swoich słuchaczy szybko oskarżonym – i słusznie – o jakąś językowo-religijną kokieterię, a przez to o dbanie bardziej o własny wizerunek niż o wierność Ewangelii.

Nie ulega dla mnie wątpliwości, że podjęcie dialogu ze światem, w tym przypadku z młodzieżą, nie może przekroczyć pewnych granic. Ksiądz, który w rozmowie z młodzieżą musi się uciekać do stwierdzenia, że Jezus jest „skubany”, a Maryja była – przepraszam, ale przykład autentyczny! – „wielką jajcarą”, zupełnie słusznie może być oskarżony o brak szacunku do świętych osób (a swoją drogą, ciekaw jestem, co takiego „jajcarskiego” autor tego wyrażenia znalazł w życiu Maryi?). Jest wiele innych słów i wyrażeń w języku polskim, które wcale nie są ani namaszczone ani teologicznie nabrzmiałe, a których można użyć w rozmowie z młodym człowiekiem. Wystarczy zwykły, codzienny, poprawny sposób wyrażania. Jeśli już jednak ksiądz czy katecheta musi użyć takiego potocznego, typowo młodzieżowego określenia, to przecież zawsze można użyć pewnych form językowych, które będą wyrażały dystans mówiącego do danego określenia, wskazując jednocześnie, że nie jest to właściwy dla niego sposób mówienia. Wystarczy użyć sformułowania typy: „Jezus jest - jakbyście to powiedzieli – cool”. Tym samym mówca pokazuje, że zna język młodego pokolenia i go rozumie, ale nie przejmuje go bezkrytycznie i nie czyni go swoim.

Są jednak księża, którzy w swoim językowym nowatorstwie idą jeszcze dalej. Przed kilkoma laty dość głośno było o pewnym młodzieżowym duszpasterzu, który nie wahał się używać wyrażeń typu – i tu znów przepraszam! – „zarypisty”, czy „za..bisty”. Jednoznacznie negatywna ocena użycia tego typu wyrażeń przez księdza i to jeszcze w kontekście np. osoby Jezusa jest moim zdaniem bezdyskusyjna. Oba te przymiotniki należy traktować jako wulgarne i jako takie nie powinny się pojawiać w kościelnych wypowiedziach o Bogu, to bowiem co wulgarne z natury rzeczy nie jest zdolne opisywać świętych misteriów.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 następna strona

ks. Andrzej Draguła

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?