Czytelnia

Muzyka

Tomasz Wiścicki

Tomasz Wiścicki, Ostatnia, WIĘŹ 2005 nr 11.

Z akompaniującymi muzykami wiązała się na dziesięciolecia. Nie tylko śpiewała — także znakomicie grała na fortepianie. Od wczesnego dzieciństwa fascynował ją właśnie ten instrument. Nie miała w ogóle zamiaru śpiewać. Opowiadała, że skłoniła ją do tego chęć otrzymania... misia. Gdy mając siedemnaście lat grała w klubie, pewien starszy pan, bywalec tego lokalu, pewnego razu, koło Bożego Narodzenia, przyszedł z ogromnym misiem. Szef klubu przekazał jej kartkę, że dostanie go, jeśli zaśpiewa słynny standard „My Melancholy Baby”. „Byłam bardzo nieśmiała i trudno mi było śpiewać — wspominała po latach — ale chciałam tego misia”...

Wystąpiła na jednej z płyt Carmen McRae. Obie wielkie wokalistki poświęciły to nagranie właśnie wówczas zmarłej Sarze Vaughan. Shirley Horn nie śpiewa tam jednak, ograniczając się do akompaniamentu na fortepianie. Od kilku lat, po amputacji nogi w następstwie cukrzycy, zrezygnowała z gry, choć na ostatnim — jak się okazało — koncercie, znów grała, posługując się protezą.

Shirley Horn — mimo swej nietypowej drogi życiowej i artystycznej — doczekała się, choć dość późno, uznania i popularności. Otrzymała wiele nagród, zajmowała czołowe miejsca w prestiżowych ankietach popularności. Ostatnia jej płyta studyjna — nagrana na początku stycznia 2003 — nosi tytuł „May the Music Never End” — niech muzyka nigdy się nie skończy. Ten banalny w sumie tytuł po śmierci wokalistki zyskał szczególne znaczenie. Jej muzyka — tak jak pamięć o niej — z pewnością się nie skończy.

Tomasz Wiścicki

poprzednia strona 1 2

Muzyka

Tomasz Wiścicki

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?