Czytelnia

Psychologia a duchowość

Ewa Kiedio

Ewa Kiedio, Rzeczy bardzo delikatne, WIĘŹ 2009 nr 4.

Według Urszuli Łuchniak, psycholog pracującej w poradni psychologiczno-religijnej na Jasnej Górze, o czymś takim jak psychoterapia chrześcijańska w ogóle nie może być mowy. — A czy istnieje medycyna chrześcijańska? — pyta retorycznie. Sama w psychoterapii nigdy nie porusza tematu Boga. — Jeśli wiem, że mój pacjent jest wierzący, mam tę informację gdzieś z tyłu głowy, ale podczas terapii nie zajmuję się tym. Nie włączam też modlitwy do sesji, bo nie ma na nią miejsca ani nie ma takiej potrzeby. Pracuję nad osobowością pacjenta, jego psychiką, a nie nad duchowością. Jeżeli ktoś ma największe problemy właśnie z nią, to choć sama mam wykształcenie teologiczne, odsyłam go do kierownika duchowego lub spowiednika.

A w środku mi zimno

Przez znajomych Marzena uważana jest za kobietę sukcesu. Trzydziestolatka związana z mediami i branżą public relation, po studiach doskonale odnalazła się na rynku pracy. Tylko najbliżsi przyjaciele znają jednak wszystkie jej problemy i wiedzą, że dwa lata temu uczestniczyła w warsztatach dla samotnych kobiet, a później w półrocznej terapii. Świadomość, że terapeuta będzie osobą wierzącą, dawała jej poczucie bezpieczeństwa. — To kwestia zaufania, bo wiadomo, że odbędzie się praca nad rzeczami bardzo delikatnymi — tłumaczy. — To tak jak z kierownikiem duchowym, nie wpuścisz byle kogo, bo ta osoba ma realny wpływ na twoje życie. Może cię zranić, skrzywdzić.

Marzena, formułując wstępnie psychoterapeutce swoje oczekiwania, wspomniała, że chciałaby poznać mechanizmy swoich zachowań i przyjrzeć się temu, co w przeszłości ułożyło się nie tak. Wybór padł na metodę psychodynamiczną, wywodzącą się z nurtu freudowskiego. Jak się miało okazać, mało szczęśliwie. — Idziesz do psychologa, kiedy sobie nie radzisz, jesteś poobijana i potrzebujesz wsparcia. Nie chcesz, żeby ktoś cię potraktował jak zimne sztuczydło. Tymczasem napotkałam silne nastawienie na konfrontację, brakowało mi wsparcia emocjonalnego, bliskości z terapeutką, choćby kontaktu wzrokowego. Nic z tych rzeczy — opowieść Marzeny płynie z coraz szybciej. — Padały tylko kolejne pytania: „dlaczego Pan Bóg, dlaczego takie wybory?”, a wszystko, co powiedziałam, poddawane było w wątpliwość. To było takie rycie przez fundamenty. Rozumiem, że celem było spojrzenie na siebie z dystansem, ale jak mogę się czuć, jeżeli wierzę w Boga, uważam Go za podstawę mojego życia, a ktoś chce mi pokazać, że tym fundamentem jest podświadomość? Jeśli tak, to okazuje się, że nikt nie rządzi moim życiem, bo przecież nad podświadomością nie mogę zapanować. Terapeutka nigdy nie wypowiadała się o Bogu pozytywnie ani negatywnie, ale swoimi pytaniami sprawiała, że w pewnym momencie okazywało się, iż wiara to taki element życia jak każdy inny. A ja potrzebowałam pomocy w konkretnym problemie, a nie tego, żeby ktoś wywracał mi wszystko od podszewki — w głosie Marzeny słychać żal.

Przed każdą zbliżającą się sesją Marzena już poprzedniego dnia nie mogła skupić się na niczym innym, a w poczekalni walczyła z bólem żołądka. Z gabinetu wychodziła dumna, że wytrzymała do końca, ale z poczuciem, że za tydzień znów będzie musiała przeżywać to samo. — Terapia pomogła mi zapomnieć o problemach, bo... była bardziej bolesna niż to, co się wydarzyło — jej głos zaczyna wibrować. — Myśmy się właściwie kłóciły. Terapeutka mówiła, że nie przyjmuję tego, co mówi, bo boję się więzi, także psychoterapeutycznej. Dla mnie było naturalne, że jeśli ktoś zachowuje się strasznie chłodno, a chce sięgać do najgłębszych pokładów we mnie, to trudno, żebym mu ufała. Przed rozpoczęciem terapii i po jej zakończeniu świetnie się dogadywałyśmy, więc problem tkwi najwyraźniej w samej metodzie. Zresztą być może powiedziałaby, że wcale nie podważała mojej religijności, tylko ja to tak odebrałam

Żadnych haseł, panowie

— Psychoterapeutę obowiązuje zasada neutralności — mówi o. Tomasz Gaj OP z poradni psychologicznej działającej w ramach dominikańskiej Fundacji „Sto Pociech”. — Neutralność nie polega jednak na tym, że terapeuta jest chłodny i zdystansowany wobec pacjenta. Chodzi o to, aby terapeuta nie wnosił swoich własnych konfliktów wewnętrznych i swojego świata prywatnego do psychoterapii oraz aby nie przekonywał i nie agitował pacjenta ani do swojego, ani do jakiegokolwiek innego światopoglądu. W moim przypadku księdza i terapeuty, pacjent już na wstępie zna mój światopogląd. Dlatego muszę uważać, aby nie pomieszać porządków i zajmować się psychologicznym rozumieniem problemów pacjenta, a nie jego światopoglądem. W naszym ośrodku rozdzielamy pomoc psychologiczną od duchowej.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 następna strona

Psychologia a duchowość

Ewa Kiedio

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?