Czytelnia

Anna Karoń-Ostrowska

Krzysztof Dorosz

Szukając Boga XXI wieku

Z Krzysztofem Doroszem rozmawia Anna Karoń-Ostrowska

Anna Karoń-Ostrowska: Czy możemy porozmawiać o Pańskiej duchowej wędrówce? Jeszcze kilka lat temu określał się Pan jako „chrześcijanin bezwyznaniowy”, obecnie należy Pan do Kościoła ewangelicko-reformowanego. Zacznijmy może od tego, co to znaczy być chrześcijaninem bezwyznaniowym?

Krzysztof Dorosz: Nie umiem dobrze odpowiedzieć na to pytanie. Bycie chrześcijaninem bezwyznaniowym to nie jest jakaś nisza, w której można się dobrze czuć i pozostać tam na zawsze. Dla wielu ludzi to jest moment przejściowy, choć są i tacy, którzy zatrzymują się tam na całe życie. Znam wielu ludzi, którzy są chrześcijanami bezwyznaniowymi. Bardzo często nie jest to sprawa niepełnej wiary, tylko kwestia niechęci do zinstytucjonalizowanej religii czy nawet ostrego z nią sporu. Ci ludzie są gotowi do pewnego kroku w wierze czy nawet wielu kroków, ale nie są gotowi do przystąpienia do zbiorowości.

A u Pana jak było?

— Ja startowałem, jeśli tak to można powiedzieć, z pozycji agnostyckiej, bo w takim domu się wychowałem. Dość wcześnie, będąc już studentem, zacząłem zauważać w tym agnostycyzmie mojego domu „dziury” i zacząłem się z nimi rozprawiać. Sam uważałem, że jestem człowiekiem niewierzącym. W pewnym momencie — nie pamiętam, kiedy to było — stwierdziłem, że jeśli będę nadal mówił, że jestem niewierzący, będę nieuczciwy. Od tego momentu, gdy stwierdziłem, że nie mogę już mówić, że jestem niewierzący, do momentu afirmacji wiary, upłynęło jednak wiele lat.

— Czym były te dziury, o których Pan mówi: dziury wychowania w agnostyckim domu?

— Chodzi o światopogląd agnostyczny: to taki cienkusz filozoficzny. Zdecydowanie mnie to nie przekonywało i postanowiłem, że trzeba szukać czegoś innego.

— Od tego się zaczyna, że czuje się, że jest coś jeszcze?

— Tak, w pewnym momencie zacząłem czytać wybitnych pisarzy chrześcijańskich i powoli nabierałem przekonania, że to ma sens. Nie od razu odkryłem Boga. Najpierw uznałem tylko to, że chrześcijańskie spojrzenie na życie i na świat ma dużo większy sens niż światopogląd agnostyków czy ateistów.

— Czy był Pan z tymi nowymi odkryciami sam?

— Nie byłem sam. Miałem znajomych, przyjaciół nie tyle wśród klasycznych chrześcijan, co raczej wśród ludzi poszukujących duchowości, którą dziś nazwalibyśmy alternatywną. Przytoczę Pani — niech to będzie taki symboliczny skrót — rozmowę, którą miałem ze swoim przyjacielem, gdy jeszcze byłem w nastroju radosno-ateistycznym. Czytałem „Dogmatykę katolicką” i podkreślałem rozmaite rzeczy ze złością. Miałem wtedy może osiemnaście lat, w rozmowie z tym przyjacielem powielałem pewne pojęciowe stereotypy agnostyczne czy zgoła ateistyczne. Powiedziałem wtedy: „Czy nie uważasz, że chrześcijaństwo to światopogląd antyhumanistyczny?” Mój przyjaciel spojrzał na mnie z uwagą i powiedział: „Ja uważam, że chrześcijaństwo i Chrystus daje ludziom ogromną szansę rozwoju człowieczeństwa”. Mnie szczęka opadła. On był dla mnie autorytetem i to mi dało do myślenia na wiele lat. To był pewien wskaźnik drogi do wiary, której nie przyjąłem od razu, ale dla mnie to było szalenie ważne. I zacząłem odwracać swoje myślenie.

1 2 3 4 5 6 7 następna strona

Anna Karoń-Ostrowska

Krzysztof Dorosz

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?