Czytelnia
Jerzy Grzybowski, Więź seksualna w małżeństwie, WIĘŹ 1993 nr 1.
„Ja również - powiedziała żona Wojtka, Jadzia – w różny sposób przeżywam sytuacje, kiedy mówię «nie». Bywa, że jestem zmęczona, obolała. Pragnę nic nie czuć, najlepiej nie istnieć. Czuję wściekłość, że w tym stanie ciała i ducha oczekuje się ode mnie mobilizacji, lekkości, ekscytacji, podniecenia, całkowitego zaangażowania. Jednocześnie mam poczucie obowiązku względem współmałżonka. Jeśli w takiej sytuacji otrzymuję przekaz – zachętę do współżycia, jestem najczęściej spięta, zdenerwowana i zniechęcona. Boli mnie ciało, a dusza jest zraniona.
Ale bywa i tak, że czekam na męża. Potrzebuję jego obecności, uśmiechu, rozmowy, dotyku, całej tej nieprzekazywalnej słowami atmosfery życzliwości, serdeczności, poczucia, że jestem kochana. Tymczasem męża ciągle jeszcze nie ma w domu, wraca późno z głową nabitą innymi sprawami. Czuję to, widzę i słyszę. Ogarnia mnie ból osamotnienia, żal za nie spełnionymi marzeniami i potrzebami, poczucie przesunięcia mnie na drugi plan. I wtedy mówię «nie».
Jest i tak, że odmowie współżycia towarzyszy strach przed nieoczekiwaną ciążą w sytuacji niejasnych, niejednoznacznych dla mnie objawów fizjologicznych. Temu «nie» towarzyszy wtedy pragnienie poczucia bliskości współmałżonka i pragnienie bycia z nim razem, a jednocześnie odpowiedzialność za podejmowane decyzje.”
„Nie jesteśmy w stanie przypomnieć sobie – podjął znów temat mąż Jadzi – kiedy zaczęliśmy rozmawiać ze sobą na te tematy. Nie była to jednorazowa rozmowa, ale wiele rozmów ponawianych wielokrotnie, równolegle z pojawiającymi się problemami. Był to wynik przeżywanej przez nas obojga potrzeby wyjaśnienia przyczyn tych drażliwych sytuacji. Rezultatem tych rozmów było zrozumienie, że jeśli sfera seksualna ma być źródłem radości i poczucia jedności, to musimy ją oboje realizować w atmosferze serdeczności i życzliwości, bez wymuszania, bez dąsania się. Uświadomiliśmy sobie, że miłosne gesty i słowa potrzebne są nam obojgu na co dzień, bo właśnie w dniach wstrzemięźliwości budujemy atmosferę naszego seksualnego przeżycia-zbliżenia.”
Jesteśmy już bardzo blisko stanu oblubieńczej miłości, w tym także miłości erotycznej, zawartej w Pieśni nad pieśniami. Tradycja katolicka uczy, że Księga ta nie zawiera opisu ludzkiego małżeństwa, ale wyraża miłość Jahwe do narodu wybranego. Miłość ta została jednak przedstawiona poprzez obraz miłości mężczyzny i kobiety. Ileż w niej delikatności, subtelności, prostoty! I choć znajdziemy tam sformułowanie: Jam miłego mego i ku mnie zwraca się jego pożądanie (Pnp 7, 11), to cała opisana tam miłość jest na płaszczyźnie daru wolnego od egoizmu.
Jadzia dotknęła problemu lęku przed nie planowaną ciążą. Któż z nas tego nie przeżył?! Istnieje jednak potrzeba przezwyciężania mitów w tej dziedzinie. Nauka poczyniła ogromny postęp w ostatnich latach i możliwość rozpoznania cyklu fizjologicznego kobiety jest coraz pełniejsza. Potrzebne jest coraz szersze upowszechnianie wyników tych badań. Czy kilka godzin w czasie kościelnego kursu przedmałżeńskiego jest w stanie rozwiać mity i nieporozumienia w tej dziedzinie? Czy osoba prowadząca kurs jest w stanie nauczyć tych metod tak, by nie sprowadzić ich do „moralnie dozwolonej” metody antykoncepcyjnej?