Komentarze

wróć do menu komentarzy

wróć do archiwum

blog Jaremy Piekutowskiego

Podróż do punktu magnetycznego

blog Jaremy Piekutowskiego
10 listopada 2014
Jarema Piekutowski

O pożytkach z oczyszczania wyobraźni




Nie przepadam za słowem "czystość". Jest to słowo mocno obciążone moralizmem, i używane przez lata w Kościele wiele osób skłoniło do szukania wokół siebie lub w sobie "brudu". Jednak gdy Lisa Cotter w swoim artykule (TUTAJ) mówi o "czystości emocjonalnej", warto się temu przyjrzeć, biorąc w nawias stosowany język. Bo dotyka czegoś głębszego, co dzieje się w naszych umysłach i między nami.

Krzywdzimy samych siebie przede wszystkim, kiedy pozwalamy sobie na nadmierne spiętrzenie wyobraźni (jak mawiał cytowany przez Cotter Karol Wojtyła). Przez to spiętrzenie rozleniwiony człowiek Zachodu sam tworzy znaczną część własnych dramatów. Szaleńcze zakochania, oscylujące między miłością a nienawiścią; wizje "złego świata" i samego siebie jako jego bezwolnej ofiary; wszystkie te (jak mawia Marcin Gajda) "fioletowe klimaty", wzmacniane jeszcze odpowiednim doborem tła muzycznego, filmów, a przede wszystkim wspólnym narzekaniem z innymi, którzy te same dramaty przeżywają.

Dojrzałość zawsze wiąże się z pewnym spokojem wewnętrznym, dystansem, umiejętnością "wzniesienia się dwa centymetry nad swoją głową" (Cz. Miłosz). Gdy wyobraźnia jest spiętrzona, nie da się wznieść nawet pół centymetra. Stajemy się niewolnikami fantazji - nie ma to znaczenia, czy seksualnej, czy emocjonalnej, czy po prostu "dramatycznej", ubarwiającej nagą rzeczywistość na różowo lub na czarno.

Do czego służy ta niekontrolowana wyobraźnia? Do tego, by zakryć czarną dziurę. Żeby ukoić ból i lęk. Horror vacui, lęk fundamentalny, który jest, jak sądzę, w nas wszystkich, tylko w różnym natężeniu. Ta czarna dziura to zasadniczo śmierć, lęk przed nią i wszystkie inne lęki, które też stąd pochodzą - lęki przed "małymi śmierciami" (jak to określił Tomasz Budzyński). Boję się stracić zdrowie, pracę, boję się odrzucenia. Ale czarna dziura to też wszystko co we mnie ciemne: gniew, agresja, nienawiść; wszystko, co boli mnie w rzeczywistości i od czego wolałbym uciec, niż się w to wpatrywać. Problem polega jednak na tym, że fantazja jest takim samym narkotykiem jak telewizja, Facebook, seks, narkotyki, jedzenie, sporty ekstremalne, alkohol, a nawet czytanie. Te wszystkie rzeczy są same w sobie dobre, ale zaczyna się robić niebezpiecznie, gdy używa się ich do zakrywania czarnej dziury (dlatego zawsze protestuję, gdy alkohol wyodrębnia się spośród innych uzależnień i robi się z niego samego źródło zła, "diabła", gdy tymczasem mechanizm jest taki sam).

Czym więcej niekontrolowanej wyobraźni, tym mniej rzeczywistości. Czym więcej fantazjuję o "ukochanej" (lub o "wrogu"), tym mniej mam wspólnego z realną osobą. Z ukochaną tym bardziej będziemy się mijać, tym trudniej będzie nam dogadać się, tym trudniej będzie o zwykłą, ludzką empatię. W przypadku "wroga" takie zamknięcie się w kręgu wyobrażeń może skutecznie zapobiec jakiemukolwiek porozumieniu i dialogowi. Z czasem obraz wykreowany w głowie może stać się silniejszy od tego, co będę widział na zewnątrz, z czasem będę zaprzeczał rzeczywistości, a wtedy drugi człowiek będzie cierpiał - bo będę miał w głowie fantazmat na jego temat. Kreowanie sztucznego dramatu (które najczęściej dzieje się automatycznie i nieświadomie) daje jednak znieczulenie, gdyż wywołuje silne emocje i iluzję wzniosłości, uczestnictwa w "wielkim, wzniosłym tragizmie". Duża część sztuki (zwłaszcza od XIX w.) opiera się na tym. Protestował przeciw temu Herbert:

Jeśli tematem sztuki
będzie dzbanek rozbity
mała rozbita dusza
z wielkim żalem nad sobą

to co po nas zostanie
będzie jak płacz kochanków
w małym brudnym hotelu
kiedy świtają tapety

Do czego więc może służyć wyobraźnia? Wydaje mi się, że może ona zostać uwolniona z przymusu tworzenia obrazów na temat bliskich osób, z przymusu tworzenia różnych czarnych lub różowych scenariuszy itp., jeżeli zatrudni się ją do twórczości (nie mam na myśli tylko sztuki, ale twórcze podejście do wszystkiego, co robimy - od rodzicielstwa do pracy w urzędzie). To jednak wymaga wysiłku. Jak mówił Grotowski, "Proces twórczy jest jak dzikie zwierzę, a forma jest jak wędzidło. Zwierzę szarpie się na wędzidle i tym bardziej pragnie rzucić się w reakcje spontaniczne". Nadawanie formy - to jest to, co może pomóc, by wyobraźnia stała się sprzymierzeńcem zamiast bycia panem, który stoi nad nami z batem. Jeżeli jest sprzymierzeńcem - mamy do czynienia z "emocjonalną czystością", o której pisze Cotter.

A co z czarną dziurą? Nie ma innego wyjścia niż konfrontacja z nią, zamiast zakrywania. Zaglądanie w te ciemne miejsca. Z przedmiotem lęku jest tak, jakby patrzyło się nań przez odwróconą lornetkę: póki nie patrzymy nań, jest wielki i rośnie; kiedy się przyjrzymy, maleje.



Komentarze:



Komentarze niepołączone z portalem Facebook

Komentarz pojawi się po zaakceptowaniu przez moderatora.

archiwum (2)

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?