Czytelnia

Katarzyna Jabłońska

Bez słów, Z Leszkiem Mądzikiem rozmawia Katarzyna Jabłońska, WIĘŻ 2005 nr 8-9..

Sądziłam, że Pana spektakle „zaczynają się” od tytułu, że tytuł uczestniczy w myśleniu o całości.

Zdarzało się, że tytuł niejako prowadził myślenie o spektaklu. Tak było w wypadku „Wilgoci”.

Z zawieszonego w przestrzeni ludzkiego ciała skapują krople wody. Potu? Ta wilgoć przywodzi na myśl trud, cierpienie nierozerwalnie związane z ludzkim życiem.

Właśnie o tej nierozłączności chciałem opowiedzieć. Bo przecież bez względu na to, jak bardzo staramy się pomóc drugiemu człowiekowi, nie zdołamy uwolnić go od cierpienia – ono nie opuści go aż do śmierci. Wilgoć wydała mi się właściwym językiem do opowiedzenia o tych sprawach. Sam mam zresztą szczególny stosunek do wilgotności. Dużo się w tej wilgotności urodziło.

Woda ważna jest nie tylko w „Wilgoci”, ale również w innych spektaklach. Na przykład we „Wrotach” jest jednym z głównych bohaterów.

Po raz pierwszy woda pojawiła się we „Włóknach”. Natomiast rzeczywiście apogeum jej obecności osiągnęliśmy we „Wrotach”, gdzie niemal cała przestrzeń wypełniona jest wodą – sześć ton wody! W tym spektaklu aktor znajdował się w komfortowej dla mnie sytuacji, był bezradny w ruchu, to woda go kierowała, układała jego ciało. On się musiał wobec niej znaleźć lojalny i szczery. Jego dryfujące w wodzie ciało powodowało, że ruch nie był ani wymuszony, ani komponowany. Woda ważna jest również w „Trakcie”. W tej – nawiązującej do „Wilgoci – dwudziestominutowej etiudzie – w centrum sceny płynie strumień, który jest jednocześnie drogą. Idący tą drogą napotykają pięć bram, przechodzą przez nie i upadają w wodę. Wówczas zjawia się człowiek z taczką – to ja gram tę postać – w której znajdują się worki, rodzaj paczek. W pewnym momencie z tego opakowania uwalnia się człowiek, wstaje i rusza drogą-strumieniem...

Nigdy wcześniej nie występował Pan jako aktor w swoim spektaklu...

Zależało mi na zaakcentowaniu roli narratora, czyli tego, kto powoduje dzianie się przed widzem. Odczułem potrzebę ujawnienia się, jako ten, kto daje impuls do działania, jest inspiratorem wszystkiego. Stąd właśnie moja obecność w „Trakcie”.

Ów tytułowy trakt jest strumieniem, znowu woda...

Rzeczywiście, ale jest jeszcze inny aspekt tej „wody”. Podczas deszczowych dni, zwłaszcza latem, wychodzę do świata, jak ślimak. Mam kawałek ogrodu pod Lublinem, takie prywatne miejsce izolacji – tam powietrze jest dobrze nasączone. W takim powietrzu, pachnącej wilgocią glebie, trawach – w całej tej pełnej wilgoci przyrodzie – czuję się bardzo dobrze. Wilgotność daje mi poczucie bezpieczeństwa. Chyba ważny jest tu ten proces gnilny – obumierania i rodzenia się.

Czuje się Pan bezpiecznie w wilgoci i chyba także w ciemności...

To prawda. W recenzjach jednak czytam, że noc i ciemność w moich spektaklach oznaczają strach, że chcę wyzwolić lęk i niepokój. Nie mam na to przekonujących argumentów, jednak dla mnie noc jest bezpieczna, nie jest „nocą złoczyńców”. Uważam, że nocą możemy zyskać największą równowagę i spokój. Eliminuje ona przecież rzeczy niepotrzebne, które nas absorbują. Wreszcie możemy skupić się na tym, co wybierzemy, reszta zatapia się w toni kosmosu. Dlatego mam tak duży kredyt zaufania dla tego czarnego blejtramu, jakim jest scena w moich spektaklach.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 następna strona

Katarzyna Jabłońska

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?