Czytelnia

Kobieta

s. Małgorzata Borkowska OSB

Czarczafy na ulicach

Rola kobiety w Kościele, a nawet więcej: chrześcijańskie ujęcie istoty kobiecości było przez wieki determinowane nie przez jej relację do Boga, ale przez jej relację do mężczyzny. I nic dziwnego, gdyż to mężczyźni uję­cie to tworzyli i opracowywali. Najjaskrawszym przykładem jest prastara klasyfikacja świętych: święci mężczyźni dzieleni byli na grupy w zależności od sposobu, w jaki uwielbili Boga, i od roli, jaką ,odegrali w Kościele: męczennik, wyznawca biskup, wyznawca niebiskup. Święte kobiety dzielo­ne były przede wszystkim według ich relacji do mężczyzn: dziewica, wdo­wa. Wtórnie można było jeszcze także dodać, że męczennica; ale jeżeli któraś była nec virgo, nec martyr, to już żadnego pozytywnego określenia dla niej nie znajdowano i chowano ją na wieki pod dziwaczną etykietką podwójnego przeczenia. Dostawała bezbarwne teksty liturgiczne i czyta­nie mszalne o dzielnej niewieście, z którego wynikało, że się przynajmniej zasłużyła mężowi. Trudno to wszystko streścić lepiej niż w słynnej linijce Miltona o Adamie i Ewie:

He for God only, she for God in him.


Można by mniemać, że przynajmniej dziewictwo chrześcijańskie było nie tylko negatywną relacją do mężczyzny, ale także i szansą kobiety do określenia się przez pozytywną relację do Boga. Owszem, było i jest, ale i to niejako pod obstrzałem, gdyż i dziewice, nawet już zorganizowane we wspólnoty zakonne, próbowano nieraz ustawić w relacji do mężczyzny, przez którego dopiero miałyby dochodzić do Boga. Dwa przykłady: ów kaznodzieja, który w początku XVII wieku usiłował uczyć benedyktynki chełmińskie, że powinny najpierw mieć afekt do ojca duchownego, a potem do Boga, gdyż kto nie ma afektu do ojca duchownego, ten nie ma i do Boga, ani mieć może, a inaczej rozumieć i czynić jest błąd gruby i wielki. I ten XX­-wieczny proboszcz, który nie znosił dźwięku chórowych modlitw zakon­nic, tak go denerwowało, że sobie wymyśliły jakiś własny sposób służenia Bogu, zamiast służyć Mu od rana do nocy wyłącznie poprzez służbę pro­boszczowi. Co zaś do kobiet zamężnych, także i ich relacja do Boga nie przechodzi przez męża, choć kobieta może go w tę relację wciągać, jak wciąga i dzieci, i bliźnich w ogóle. Dowodem choćby dwie mistyczki, które będąc zamężne i prowadząc normalne życie małżeńskie, uważały się mimo to za oblubienice Boże: św. Brygida szwedzka i w naszych czasach kon­wertytka belgijska, którą znamy tylko pod imieniem Kamilli, a której dzieje wewnętrzne są jednym z najpiękniejszych zapisów kobiecej miłości do Boga. Ale do odwiecznego schematu świętości takie postacie zupełnie nie pasują: schemat ten nie wyrósł bowiem, jak już mówiłam, z obserwacji kobiety i jej stosunku do Boga, ale z przeżyć mężczyzny.

Wszystkie męskie splątane impulsy w stosunku do kobiet: pragnienie i strach przed tym pragnieniem, i potrzeba dominacji, i potrzeba czci, i strach przed zaangażowaniem – przemieszane w indywidualnych propor­cjach i rzutowane na samą kobietę – tworzyły jej obraz, który w dodatku uważano za całkowicie obiektywny i zgodny z prawdą. Jeżeli nawet cza­sem się okazywało, że kobieta widzi te sprawy inaczej, to był to tylko jeden więcej dowód na jej niezdolność do obiektywnego spojrzenia. Męs­kie było obiektywne, kobiece nie. Kobieta powinna więc była przyjąć w całości męski punkt widzenia i rozważać siebie przede wszystkim w relacji do mężczyzny. „Powinnaś się cieszyć, dziecko – mówił za mojej pamięci pewien ksiądz na KUL do niewidomej studentki – że jesteś niewidoma: przynajmniej w nikim nie wzbudzisz pożądania”.

1 2 3 4 5 następna strona

Kobieta

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?