Czytelnia

Kościół w Polsce

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Zbigniew Nosowski

Zbigniew Nosowski, Jak szukać jedności w podzielonym Kościele, WIĘŹ 1998 nr 12.

To właśnie zjawisko – samowolne wykluczanie innych z Kościoła – jest, moim zdaniem, najbardziej niebezpieczne. Różnice są bowiem sprawą normalną. Nienormalne jest odmawianie innym prawa do posiadania swego zdania w sprawach, w których można się różnić. Zbyt często atmosfera polskich sporów wewnątrzkościelnych wywołuje wrażenie, że druga strona znajduje się na granicy apostazji. Język sporów bywa tak emocjonalny i pełen niechęci do oponenta, że aż nasuwają się na myśl słowa: „my jesteśmy prawdziwym Kościołem, a nie wy...”. W sytuacji tak gwałtownych przemian, jakie przeżywamy, całkiem zrozumiałe jest pojawienie się wypowiedzi i postaw skrajnych czy lękowych – biorą się one z nieumiejętności oswojenia szybko zmieniającej się rzeczywistości. Niezrozumiała jest jednak agresja, jaka towarzyszy tym postawom, a także – z drugiej strony – ich odrzucaniu przez zwolenników odmiennej orientacji ideowej.

Wydaje się, że wielu uczestników polskich sporów wewnątrzkościelnych kieruje się zasadą „gdyby wszyscy myśleli tak jak ja, to nie byłoby podziałów”. Zamiast praktycznej zgody na różnorodność w jedności mamy dążenie do absolutyzacji swojego rozumienia społeczno-politycznych konsekwencji wynikających z wiary i prezentowanie ich jako jedynego uprawnionego katolickiego sposobu myślenia i działania. Hans Urs von Balthasar, nieżyjący już wybitny teolog szwajcarski, zwrócił kiedyś uwagę, iż żaden święty nie twierdził nigdy, że czyni coś jedynie słusznego12. Teolog ten zwracał również uwagę na „symfoniczność prawdy”13, na to, że nikt z nas nie jest w stanie ogarnąć prawdy w całej jej złożoności. Dopiero po złączeniu różnych dźwięków usłyszymy melodię. To piękne i bogate w treść porównanie pozwala np. na rozróżnianie między kakofonią a symfonią. Z kakofonią mamy do czynienia wtedy, gdy każdy „gra sobie”, z symfonią zaś – gdy wszyscy grają jednocześnie, ale w jednej orkiestrze, pod jedną batutą, jedynie czasem występując solowo. Przedstawianie swojego punktu widzenia jako jedynego prawdziwie katolickiego może tu być porównane do zachowania muzyka, który pragnie, aby wszyscy w orkiestrze grali tak samo jak on. Nie byłoby wówczas orkiestry...

Inną obrazową metaforę tego, o czym mówimy, dał o. Jacek Salij, porównując działania rozłamowe w życiu grup społecznych do komórek rakowych. Rak polega na tym, że część komórek organizmu się buntuje: „nie będziemy służyć całości, będziemy pilnowały tylko dobra własnego”. I na krótką metę te komórki bardzo dobrze na tym wychodzą, wspaniale się rozwijają. Nie zauważają tylko, że uległy biologicznemu uprymitywnieniu, że niszczą komórki wokół, że przyczyniają się do słabnięcia całego organizmu i w gruncie rzeczy do unicestwienia także samych siebie. A kiedy zaczynają się przerzuty mogące prowadzić do zagrożenia całego organizmu? Katastrofa zaczyna się wtedy, gdy te cząstki organizmu społecznego, które dotychczas zachowywały się przyzwoicie, widzą, że przyzwoitość nie popłaca: „to my też będziemy pilnowały dobra własnego”14. Kluczową sprawą dla zachowania trwałej jedności jest zatem troska o własną – wyżej opisaną – „przyzwoitość”: nawet jeśli inni pilnują wyłącznie dobra własnego, to my powinniśmy tym bardziej troszczyć się o dobro wspólne, a nie partykularne.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 następna strona

Kościół w Polsce

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Zbigniew Nosowski

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?