Czytelnia

Przemiany współczesnego społeczeństwa

ks. Andrzej Draguła

ks. Andrzej Draguła, Kaznodziejstwo i reklama - czy można „sprzedać” Pana Boga?, WIĘŹ 2001 nr 9.

Zdaje się więc, że oba przytoczone czynniki ewangelizacyjnego przepowiadania, tzn. kazanie kerygmatyczne oparte na paradygmacie potrzeby i świadomość potrzeby – nazwijmy to ogólnie – Boga u odbiorcy, są warunkami koniecznymi, ale nie wystarczającymi. Mimo ich poprawnego „funkcjonowania”, może nie dojść do wzbudzenia wiary. W tym miejscu trzeba więc wspomnieć o czynniku, który jak dotychczas w tych rozważaniach pozostał zupełnie niezauważony. Jest nim łaska Boża. Wiemy przecież, iż wiara jest skutkiem nie tyle wysiłku człowieka, ile uprzedzającej łaski Bożej, na którą człowiek zobowiązany jest odpowiedzieć, by uwierzyć. Nikt nie może przyjść do Mnie, jeśli go nie pociągnie Ojciec (J 6,44) – mówi Jezus.

Ale – by rzecz cała była jasna – mimo zaistnienia wszystkich trzech warunków, nie ma żadnej pewności, że nasze kerygmatyczne kaznodziejstwo oparte na najlepszych osiągnięciach teorii reklamy okaże się skuteczne. Ostatecznie przecież nie wiemy, dlaczego pośród tych, którzy znajdują się w identycznej czy podobnej sytuacji życiowej i są odbiorcami tego samego przepowiadania, i zapewne posiadają ten sam kredyt łaski, jedni wkroczą na drogę wiary, a inni nie. Pozostaje to zawsze ostatecznie nieprzeniknioną tajemnicą. Mówiąc o wykorzystaniu środków masowego przekazu w przepowiadaniu, „Dyrektorium o posłudze i życiu kapłanów” przypomina, że nie wszystko oczywiście zależy od tych środków czy zdolności ludzi, ponieważ łaska Boże może osiągnąć skutek niezależnie od dzieła ludzi (46). Trzeba więc zawsze pamiętać, że tak orędzie przekazywane w Kościele, jak i sam sposób przekazu tego orędzia zespalają się, naturalnie i w sposób nadprzyrodzony z Jezusem – Słowem Bożym, a wszystkie inne sposoby komunikowania mogą być tylko czymś drugorzędnym wobec tego żywego źródła wiary.

Byle nie za wszelką cenę

Na koniec wspomnieć trzeba o jednym jeszcze niebezpieczeństwie, jakie kryje się za przejęciem przez kaznodziejstwo „filozofii” reklamy. Celem reklamy jest oczywiście sprzedaż. Myli się jednak ten, kto sądzi, iż komercyjnymi reklamodawcami kierują szczytne ideały pomocy człowiekowi i szlachetna intencja, by ułatwić, uprościć czy upiększyć mu życie. Ostatecznie celem reklamy jest maksymalny zysk producenta rzeczonego towaru. Nie jest on reklamowany ze względu na jego obiektywne, rzeczywiste zalety, lecz ze względu na spodziewany zysk. Innymi słowy, dany towar staje się przedmiotem reklamy niekoniecznie dlatego, że jest dobry, ale dlatego, że (prawdopodobnie) dobrze się sprzeda. Stąd też w reklamie brak treści, które wskazywałyby na ewentualne wady towaru czy negatywne skutki jego używania. Informacja zawarta w reklamie, wskazując wyłącznie na zalety towaru, jest więc zawsze niepełna, a przez to – w pewnym sensie – nieprawdziwa.

Co można nazwać odpowiednikiem zysku w kaznodziejstwie kerygmatycznym? Zdaje się, że paralelą byłaby tu liczba osób, które pod wpływem przepowiadania dokonałyby wyboru wiary i stały się członkami Kościoła. Odpowiednikiem zysku reklamodawcy mierzonego w złotówkach byłby sukces ewangelizacyjny wyrażający się w liczbie „nawróconych”. Z zyskiem i wysokością sprzedaży łączy się konieczność osiągnięcia określonego poziomu oglądalności czy słuchalności, innymi słowy – reklama musi się podobać, musi być chętnie oglądana czy też słuchana. W strategii marketingu odbiorcy stają się ważniejsi niż nadawcy. Jak mówi P. Babin, w rządzącym się prawami marketingu świecie mediów władza wcale nie jest już związana z tym, kto mówi, ale z ilością tych, którzy go słuchają6,.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 następna strona

Przemiany współczesnego społeczeństwa

ks. Andrzej Draguła

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?