Czytelnia

Tomasz Wiścicki

Tomasz Wiścicki, Kościół - największy wróg, WIĘŹ 2005 nr 8-9.

Agentów usiłowano dobierać szczególnie starannie. Wiele miejsca w dokumentach zajmują kryteria doboru współpracowników. Werbowano osoby nie tylko odpowiednio ulokowane we „wrogich” strukturach — starano się przewidzieć, kto może zrobić karierę i zapewnić SB dostęp do wysokich stanowisk. Starano się tez pomagać zwerbowanym w ich karierze. Nie wiadomo, na ile takie działania były skuteczne, zwłaszcza w strukturach kościelnych, niezależnych od totalitarnego państwa. Niedawno opisany przez Jana Żaryna przykład nieudanych, wieloletnich starań SB o zwerbowanie młodego, dobrze zapowiadającego się ks. Józefa Glempa wskazuje jednak, że rozeznanie służb w tym, kogo warto wciągać do współpracy, nie było najgorsze.

Dokumenty opisujące poszczególne sprawy trzeba czytać z pewną ostrożnością. Niewątpliwie rzetelnie zdają one sprawę z zamierzeń służb. Trudniej ocenić, na ile prawdziwie opisują ich skutki — tu także potrzeba szczegółowych badań. Jeśli np. czytamy, że dzięki agenturze udało się skłócić „figuranta” (osobę, przeciw której działają służby) z jej otoczeniem, np. ordynariusza z jego sufraganami albo kurialistów z „klerem dołowym” — nie sposób na podstawie samych dokumentów SB ocenić, w jakim stopniu było to prawdą. Nawet jeśli rzeczywiście do opisywanych konfliktów doszło, trudno stwierdzić, w jakim stopniu były one dziełem bezpieki, a w jakim — naturalnych wśród ludzi (także noszących sutanny...) konfliktów, rywalizacji, sporów, antypatii. Może jednak robić wrażenie natężenie złej woli funkcjonariuszy, starających się nieustannie skłócać, dzielić, niszczyć zaufanie, „dezintegrować”.

Widać też, jak starannie planowano podobne kampanie. Niezależnie od tego, czy :przeciwnikiem był prymas Stefan Wyszyński, bp Ignacy Tokarczuk, czy kilku mieszkańców wsi, usiłujących „nielegalnie” wybudować kościół, uruchamiano przeciw nim cała gamę środków, mających ich skłonić do zaprzestania „wrogiej działalności” albo też ją wprost uniemożliwić. Dokument relacjonujący działania przeciw budowniczym kościoła zwraca uwagę przenikającą spomiędzy wierszy rzeczowego sprawozdania „zawodową satysfakcją” funkcjonariuszy, opisujących, jak udało im się zastraszyć, oczernić, spacyfikować.

Wspomniane dokumenty „rutynowe”, w których funkcjonariusze różnych szczebli porozumiewają się między sobą w związku z codzienną działalnością, pokazują mniej znaną twarz bezpieki: biurokratyczną machinę. Szkalowanie, dręczenie, inwigilacja i inne „działania operacyjne” były także normalnymi, codziennymi czynnościami podejmowanymi przez „resort”, który był przecież częścią aparatu PRL. W tych działaniach prawo — przynajmniej to oficjalne — nie stanowiło żadnych ograniczeń. Czytamy więc prośbę szefa SB w Warszawie do jego odpowiednika w województwie katowickim „o wszczęcie starań o umorzenie sprawy przez Prokuraturę Wojewódzką w Katowicach” w związku z przemytem podjętym przez jednego z księży. Powodem są „zaangażowane rozmowy operacyjne” z księdzem. A przecież było to działanie bezprawne: oficjalnie nie można było dowolnie umarzać postępowań w przypadku podejrzenia popełnienia przestępstwa, a już nigdzie nie znaleźlibyśmy jako powód takiego umorzenia — uzyskanie materiału do szantażu, który miał posłużyć do werbunku. Tymczasem taki bezprawny wniosek formułowany jest oficjalnie, w urzędowej korespondencji.

poprzednia strona 1 2 3 4 następna strona

Tomasz Wiścicki

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?