Czytelnia

Jerzy Sosnowski

Jerzy Sosnowski, Krytyk Jekyll i pisarz Hyde, WIĘŹ 2003 nr 4.

KRYTYK: Kłopot polega na tym, że relacja krytyk-literat jest z natury rzeczy konfliktowa. Nawet jeśli krytyk unika argumentów ad personam, jego dezaprobata dla książki zawsze rykoszetem uderza w miłość własną autora. W rezultacie nie wierzę ci, kiedy uzasadniasz swoje rozdrażnienie zarzutami o nierzetelności krytyków. Nikt, kto dostaje recenzję pochwalną — a to przecież też się zdarza — nie będzie się zastanawiał, czy jest rzetelna. Co najwyżej zdziwi się, dlaczego nie pochwalono go bardziej. Jeszcze bardziej. I jeszcze. Nie ma takiej pochwały, w którą autor nie uwierzy. Jesteście wszyscy śmieszni w tej waszej nienasyconej potrzebie głaskania was po głowach, zwłaszcza, że ukrywacie tę potrzebę. Krytyk może liczyć z waszej strony tylko na agresję albo pogardę. Agresję, jeśli was gani. Pogardę, jeśli chwali. Bo to musi być jasne, że sławę zawdzięczacie wyłącznie sobie, a nie jakimś recenzentom. Kiedy w jednym z wywiadów zapytano Świetlickiego, co myśli o tezie, że to ja na łamach „Gazety Wyborczej” go wylansowałem (teza zresztą nonsensowna), powiedział o mnie, że jestem niebezpiecznym fanatykiem. W pierwszej chwili przykro się zdziwiłem. Teraz już się nie dziwię. Trudno, nie chwaliłem jego wierszy po to, żeby był dla mnie miły. A są znakomite.

LITERAT: Hamowałem się, żeby nie zarzucono mi załatwiania prywatnych porachunków, a teraz ty to robisz. I w dodatku odstawiasz wielkodusznego, a napisałeś do niego list z obelgami.

KRYTYK: A czy naprawdę sądzisz, że frustracja jest tylko twoim udziałem? Nie wierzysz w dobrą wolę współczesnych krytyków; ale i krytyk nie ma podstaw, żeby ci wierzyć. Twoje emocje związane z twórczością są zbyt intensywne, żeby brać na poważnie, co myślisz na nasz temat. I nigdy nie było inaczej, nawet jeśli weźmie się pod uwagę największych. Żeromski szydzi okrutnie z recenzentów w sławnym przypisie zamieszczonym w „Przedwiośniu”; Prus rozprawia się z nimi w „Słówku o krytyce pozytywnej” (obracając zresztą ich „transparentny subiektywizm”, jawnie głoszoną koncepcję literatury, przeciwko nim!); Mickiewicz zemścił się na krytykach, przedstawiając ich jako durniów i konformistów w „Salonie warszawskim”. Aleksander Fredro tak się na nich zdenerwował, że aż na wiele lat złamał pióro. O jednym z najaktywniejszych recenzentów teatralnych młodopolskiego Krakowa opowiadano sobie dowcipy na estradzie „Zielonego balonika”. Więc może być, że publikujący w gazetach codziennych czy tygodnikach sprzeniewierzają się niekiedy regułom swojej profesji. Ale wiarygodnie mogą to ocenić czytelnicy lub inni krytycy; nie pisarz.

LITERAT: Zgoda, więc już tylko jedno pytanie na koniec: przestałeś być krytykiem, jesteś czytelnikiem. Kiedy jako czytelnik sięgasz po recenzję, to czy najczęściej dominującym wrażeniem jest radość, którą krytyk dzieli się z tobą, z powodu przeczytanej, udanej książki? Albo przynajmniej nadzieja, że choć książka ma wiele wad, może następna będzie lepsza? Krótko mówiąc: czułość dla przedmiotu jego oceny? Czy raczej: obojętność? Lub: zniecierpliwienie, chęć udowodnienia, że pisarz jest niezdolny, niemądry, a najlepiej — jedno i drugie?

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 następna strona

Jerzy Sosnowski

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?