Czytelnia

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Zuzanna Radzik

Na swoim miejscu

Wyczekuje tych wizyt, opowiada o tym, co się ostatnio wydarzyło, łapczywie chwyta dłoń, jakby chciała poczuć jej ciepło. Trzeba omówić wizytę hydraulika i skoki ciśnienia. O pogodzie mówić nie warto, bo przecież nie wychodzi z domu. Trudno nie dostrzec dyskretnych spojrzeń w stronę pustego łóżka w drugim końcu pokoju — łóżka siostry, której śmierć sprawiła, że została naprawdę sama.

Może być też inaczej, bo druga z nich ma przecież obok siebie rodzinę, a mimo to... Gorzej słyszy, więc umyka jej to, o czym mówią przy niedzielnym obiedzie. Wnuki wciąż się spieszą, wciąż ich nie ma, zapominają zadzwonić.

U zmierzchu życia jedną z najbardziej dotkliwych rzeczy jest samotność. To czekanie na telefon, bilanse otrzymanych świątecznych kartek — które z czasem są nie tylko sygnałem pamięci, ale stają się swoistą listą obecności — i świadomość, ilu bliskich brakuje.

Ktoś opowiadał mi o kilku samobójstwach starszych osób w jego dzielnicy. Powiedział, że to z samotności, której nie dało się już wytrzymać.

Spotkanie

Są zazwyczaj opuszczeni, mają dużą potrzebę bycia z kimś — opowiada Asia Kowalska o Domu Opieki Społecznej, w którym jest wolontariuszką. Asia, teraz uczennica liceum, zaczęła tam przychodzić jeszcze w gimnazjum.

Pojechałam z przyjaciółką mówi — nie chciałam, żeby jechała sama, to była zima, jakiś taki nieprzyjemny dzień. A potem już nie mogłam przestać tam przychodzić.

Asia opowiada, że początkowo spodziewała się usłyszeć tragiczne historie mieszkanek domu, które borykają się z niepełnosprawnością.

— Myślałam, że trzeba będzie przekonywać, że życie ma sens, tymczasem to Starsze Panie uczą mnie radości życia.

Opowiada, że te spotkania pomogły jej przełamać lęk przed opieką nad osobami starszymi. Starsze Panie same mówiły zalęknionej gimnazjalistce, jak może się przydać i jak może pomóc.

Paulina Pelcer z Poznania właśnie wróciła z wakacji w Lille we Francji. Były one o tyle nietypowe, że pojechała tam jako wolontariuszka ze stowarzyszenia Mali Bracia Ubogich.

Les petits frres de Pauvres powstali w 1946 roku w Paryżu z inicjatywy Armanda Marquiset. Stowarzyszenie miało pomagać ludziom starszym nie radzącym sobie w powojennej, trudnej sytuacji. Jego twórcy szybko zorientowali się, że nie wystarczy nakarmić człowieka, aby mu pomóc. Dlatego dewizą organizacji stało się hasło „kwiaty przed chlebem” — czyli najpierw dajemy uśmiech, życzliwości, serdeczność, a potem pomoc materialną. Jego wolontariusze odwiedzają domy starców lub starsze osoby w domach prywatnych i proponują im wspólne spędzanie czasu, organizują zajęcia „Najpierw leczymy ducha — mówią — potem ciało”. Misją Małych Braci Ubogich stało się spotkanie pokoleń, jego członkowie chcą odbudowywać zniszczone więzi społeczne.

Później stowarzyszenie zaczęło organizować wspólne wyjazdy wakacyjne i spotkania wigilijne, zgodnie z przekonaniem, że serdeczna relacja z drugim człowiekiem ma znaczenie fundamentalne.

W Lille Paulina opiekowała się osobami mieszkającymi w obrębie jednej dziennicy. W zakres jej obowiązków wchodziły także odwiedziny w szpitalach i domach opieki. W sumie zebrało się dwadzieścia jeden osób, do których przychodziła raz w tygodniu. Czasem można było prowadzić rozmowy, nawiązać głębsze relacje, a czasem pozostawało trzymanie przez chwilę za rękę.

1 2 3 4 następna strona

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?