Czytelnia

ks. Jerzy Szymik

Ks. Jerzy Szymik

Poezja jako traktat teologiczny

Łukasz Tischner, „Sekrety manichejskich trucizn. Miłosz wobec zła”, Wydawnictwo „Znak”, Kraków 2001, s. 256.

Piszę te słowa w ostatni czerwcowy wieczór 2001 r. Wieczór ciepły, księżycowy, gwarny - tu, w akademickim Lublinie, gdzie zjechały właśnie tabuny dziewiętnastolatków, pewne (jak słyszę) siły swojej młodości, gotowe do szturmu po uniwersyteckie indeksy. Jutro obudzimy się w lipcu. Ale póki co, w ten ostatni dzień czerwca trwa święto: 90. urodziny Czesława Miłosza. Nie wiem, co młodzi, którzy w tę noc bawią się w kawiarniach pod moimi oknami, wiedzą o Szacownym Nobliście... Pewnie niewiele. 71 lat różnicy to wszak niemało. Ale dlatego też piszę: trochę dla nich, a na pewno z myślą o nich. Bo przecież albo już stoją, albo staną za chwilę, za najbliższym węgłem losu, wobec najstraszliwszej tajemnicy życia: wobec zła. Miłosz może im pomóc.

Czekałem z pisaniem o książce Łukasza Tischnera na ten właśnie dzień i na ten wieczór. Chciałem przy tej okazji i w ten sposób pobyć nieco z Solenizantem i Mistrzem... A mam za co mu dziękować: dzieło literackie Miłosza było bowiem przedmiotem moich badań „okołohabilitacyjnych” i wiele, bardzo wiele zawdzięczam jego myśli i językowi, dobywającemu się zeń światłu i sporom z nim.

Dlatego lektura „Sekretów manichejskich trucizn” Tischnera była dla mnie jak powtórne wejście w nurt tamtej, porywającej ducha i umysł przygody. Autor należy do „miłoszologów” najmłodszego pokolenia (rocznik 1968). Napisał książkę znakomitą. Erudycyjną i piękną. Nie mnożę epitetów grzecznościowo: przeczytałem (prawie) wszystko, co napisał Miłosz, i wiele z tego, co o nim napisano. Książka Tischnera jest na pewno jedną z najbardziej wnikliwych analiz kluczowego dla Miłosza tematu: problemu zła.

Tischner poddaje analizie jedynie kilka podstawowych dzieł Noblisty, ale wybiera trafnie te, które szczególnie głęboko drążą kwestię unde malum i okolic. Wybiera mianowicie: „Ziemię Ulro”, „Świat. Poema naiwne”, „Dolinę Issy”, „Traktat moralny”, „Traktat poetycki” i „Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada” (uważane przez Tischnera, nie bez racji, za „najznakomitsze dzieło poetyckie Miłosza”). W Postscriptum pojawiają się jeszcze uwagi na temat „Pieska przydrożnego”.

Tischner odczytuje dzieło Miłosza bez udziwnień, wierny jest autorskim szkicom postaci, kolejności poszczególnych części itp. itd., czyli interpretuje bez postmodernistycznych manier. (Co dla mnie jest wielkim plusem i łykiem świeżego powietrza: Po cóż oni tyle gadają!? (...) Wszystkie te dekonstrukcjonizmy wylęgły się jako wytwory sierot po marksizmie — powiedział Miłosz Fiałkowskiemu i Franaszkowi w czerwcowym Apokryfie, dodatku do „Tygodnika Powszechnego”). Tischner pomaga sobie gęsto myślą Northropa Frye, zderzając twórczo jego zasady i sposoby czytania literatury pięknej z Miłoszowym tekstem. Natomiast zasadnicza teza — chyba dobrze zrozumiałem (?) — zdaje się dotyczyć perspektywy mistycznej obecnej w poezji Miłosza. Współtworzą ją „momenty wieczne” ekstazy i epifanii. A nade wszystko wymiar chrystologiczny (por. Dz 3,21). Niezgoda na zło i pokusa rozpaczy są wprawdzie nadal realne, ale nadzieja (przeczytaj „To”!) płynie stąd, iż forma pojedynczego ziarna wróci w chwale. Na przekór nicości.

1 2 3 4 5 następna strona

ks. Jerzy Szymik

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?