Czytelnia

Cezary Gawryś

Cezary Gawryś, Proboszcz, ludzie i zwierzęta , WIĘŹ 1998 nr 7.

Miesiąc później odprawiał pogrzeb w tamtej wsi. Był luty, ale padał deszcz i zrobiło się błoto. Właśnie wyprowadzono nieboszczyka z domu, ludzie ustawili się do procesji, zaczęły się śpiewy, a tu nagle przez parkan przeskakuje ubłocone psisko i rzuca się ze skowytem prosto na białą komżę księdza. To był Pirat, z daleka poznał głos swego pana.

Oprócz Rudego i Bąbla, trzecim współtowarzyszem księdza Adama jest Harnaś, wielki, ośmioletni – a więc już wiekowy – owczarek podhalański. W dzień przebywa na zewnątrz domu, w obszernej zadaszonej zagrodzie z metalowej siatki. Co jakiś czas odzywa się swoim ciepłym, zachrypniętym basem. Wieczorem wypuszczany jest na swobodę. Najpierw przybiega tanecznym krokiem do kuchni, gdzie czeka na niego pełna misa dobrego jedzenia. Harnaś skubnie trochę i wybiega na dwór. Odbywa się cały ceremoniał radości. Po chwili wraca, znowu trochę podje i skacze na swojego pana, opiera się łapami o jego barki, liże go po twarzy. Bąbel i Rudy są zazdrosne, patrzą z dołu i szczekają. Wreszcie Rudy, który jest z nich najmniejszy, nie wytrzymuje, łapie Harnasia zębami za koniec puszystego, białego ogona i próbuje odciągnąć. Harnaś nie zwraca na to uwagi – Rudy to dla niego pchła.

Zdarza się, że ksiądz Adam stoi wieczorem na trawniku przed plebanią paląc papierosa, a Harnaś skacze na niego znienacka i obala go na ziemię całym swoim ciężarem. Ksiądz leży przez chwilę nieruchomo, udając nieżywego, a Harnaś niepokoi się, trąca go mokrym nosem i pomaga mu się podnieść.

Proboszcz z Koniuszy żyje bardzo samotnie i nieraz ta samotność daje mu się we znaki. Brakuje mu kogoś, z kim mógłby po prostu porozmawiać. Rano budzi się skoro świt, wstaje i zapala papierosa. Otwiera drzwi na ganek i wtedy przybiega do niego zmęczony ale szczęśliwy Harnaś. No, powiedz, Harnaś, coś tam widział tej nocy we wsi? Harnaś na to przekrzywia łeb, nastawia ucho, i tak ze sobą rozmawiają. – Psy mnie tu trzymają – wyznaje ksiądz Adam. – Mógłbym przecież w ciągu tygodnia wyjechać na dwa–trzy dni, zostawiając parafię pod okiem wikarego, ale z kim zostawię psy? Żeby móc się nimi opiekować, trzeba je kochać. Nie wystarczy postawić im raz na dzień miskę z żarciem. Bąbel nie wyjdzie z domu beze mnie nawet za potrzebą – muszę mu asystować, tak się boi, że może po powrocie zastanie drzwi zamknięte. Kiedy wyjeżdżam na kilka godzin do pobliskiego Krakowa, na koncert, do teatru albo powłóczyć się po księgarniach, to psy asystują mi w przygotowaniach niczym marszałkowie, a gdy wreszcie wychodzę zamykając je w środku, patrzą żałośnie.

Jeśli ktoś nie wyniósł miłości do zwierząt z domu rodzinnego – mówi ksiądz Adam – to nie da się go już tego nauczyć.

Każdego roku na początku lata zaczyna się „wysyp” psów. Wakacje to zły czas dla miejskich zwierząt. Wyjeżdżając na urlop, wielu ludzi bez skrupułów pozbywa się swoich czworonożnych domowników, na ogół wywożąc je na wieś albo do lasu, i po prostu wyrzucając z samochodu. Takie porzucone psy błąkają się także w okolicach Koniuszy. Ale są też i inni ludzie. W Krakowie, na rondzie Grunwaldzkim, ma stanąć pomnik Dżeka, wiernego psa, który czekał tu na swego pana ponad rok. Pana zabrało z tego miejsca pogotowie ratunkowe ze śmiertelnym zawałem serca. – Im lepiej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta – mówi przekornie ksiądz Adam.

poprzednia strona 1 2 3 następna strona

Cezary Gawryś

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?