Czytelnia

Ewa Karabin

Ewa Karabin

Przewodnik po świecie nadprzyrodzonym

Ikony nie można sobie wybrać na chwilę. Ona jest powołaniem na całe życie. Wypełnia codzienność, ucząc w jaki sposób najpełniej można służyć Bogu i Kościołowi. Ikona jest oknem ku niebu. Wiele daje, ale też wiele wymaga od tych, którym pozwala poznać swoje tajemnice. I na pewno nie jest ścieżką dla każdego.

Jak patrzą na ikony ci, którzy je tworzą? O doświadczeniu ikonopisarza można było posłuchać 3 czerwca 2008 r. w klasztorze dominikanów na warszawskim Służewie. Spotkanie to było jednym z wielu wydarzeń w ramach Międzynarodowej Szkoły Humanistycznej „Ikona dziś” zorganizowanej w Warszawie przez: Komisję „Speculum Byzantinum” Instytutu Badań Interdyscyplinarnych „Artes Liberales” Uniwersytetu Warszawskiego, Instytut Historii Sztuki Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie (Katedry Historii Kultury Chrześcijańskiego Wschodu oraz Ikonografii Bizantyńskiej i Postbizantyńskiej) oraz Studium Chrześcijańskiego Wschodu.

Ty się nie nadajesz

Małgorzata Dawidiuk urodziła się na Podlasiu. Jak każda młoda dziewczyna po liceum plastycznym marzyła, aby zostać znaną artystką. Gdy nie dostała się na studia w Polsce, zdecydowała się wyjechać do Rosji i studiować konserwację w Petersburgu. Pośród przedmiotów był krótki kurs pisania ikon prowadzony przez córkę księdza prawosławnego, która zamiast technologii ikony wykładała jej teologię. To właśnie Natalia Bogdanowa pewnego dnia zawyrokowała: — Ty, Małgosiu, nie będziesz się nadawała na malarza ikon. Wszystkie inne Polki, które z Tobą studiowały tak, ale nie ty. Jesteś zbyt zachodnia i masz za duży temperament.

W tym czasie Małgorzata była zafascynowana ikoną, więc surowe słowa nauczycielki bardzo ją zabolały, ale też zmobilizowały do działania. — Myślę, że to była wielka prawda ze strony Niebios, Boga i ikony — twierdzi dzisiaj. Bo ikona jest najlepszą nauczycielką życia.

Po skończeniu studiów Małgorzata wróciła do Polski i choć wiedziała, że chce pisać ikony, długo szukała miejsca, gdzie mogłaby otworzyć własną pracownię. Ostatecznie zdecydowała się opuścić rodzinne strony, wybrała Przemyśl, „tak strasznie daleko” — jak sama mówi. — Ta część Polski, w której teraz żyję, jest trudna — dodaje. — Z perspektywy czasu widzę jednak, że nie mogłam zostać na Podlasiu, gdzie jest nas dużo, podobnych do mnie. Musiałam to wszystko zostawić i zamieszkać na Podkarpaciu.

Początki były bardzo trudne, Małgorzata nie mogła skończyć żadnej ikony, ciągle czuła, że jest niegodna, że musi ze sobą walczyć, napotykała przeszkody, których się nie spodziewała. Dodatkowo dziesięć lat temu, kiedy zaczynała, w Przemyślu — gdzie obok siebie żyją katolicy, prawosławni i protestanci — nie zawsze przychylnie patrzono na ikonopisów. Dziś wiele się zmieniło, przede wszystkim sama Małgorzata zrozumiała, że tworzenie ikon to nie tylko radość estetyczna i duchowa. Za tym idzie służenie drugiemu człowiekowi, rezygnacja z życia świeckiego. Przyjaciele pytają: Czemu ciągle jesteś w tej pracowni? Czemu nie przyjdziesz do nas na grilla? Dlaczego ciągle te ikony? — Na początku trochę się nad sobą rozczulałam, ale teraz mówię: nie idę na grilla, bo nie chcę. Chcę być z ikonami. To jest powołanie — dokonałam wyboru. Chcę iść taką drogą.

To wciąga

Na pytanie dlaczego maluje ikony, Michał Pieczonko odpowiada: Urodziłem się parę lat po wojnie, wtedy ludzie mieli jeszcze tragiczne wspomnienia. Jako dziecko odbierałem to z przejęciem i strachem. Zapytałem więc mamę, kogo na wojnę nie biorą. Księży i artystów — odpowiedziała. Księdzem nie zostałem.

1 2 3 4 następna strona

Ewa Karabin

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?