Czytelnia

Piotr Wojciechowski

Piotr Wojciechowski, Zmyślanie siebie, WIĘŹ 2001 nr 5.

Dla przypadkowego widza sprawa wygląda niewinnie — ot imprezka, na którą zaproszono przypadkowe osoby, a one z nudów dostają „głupawki” i wymyślają sobie infantylne zajęcia i zabawy. Nie jest jednak tak niewinnie. Cała ta impreza powinna być zobaczona w nurcie „kultury transgresyjnej”, to znaczy programowo przekraczającej bariery, które dotąd uważane były za graniczne, dzielące ludzkie od nieludzkiego. Eksperymenty biologiczne z dziedziny inżynierii genetycznej, eksperymenty socjologiczne szaleńczych odmian totalitaryzmu, eksperymenty obyczajowe typu życia w hippisowskich komunach, eksperymentalna sztuka atakująca granice piękna, dobrego smaku to ten sam nurt, co nowości medialne typu reality show czy talk show, unicestwiające granice wstydu, intymności, prawa do życia osobistego, naruszające ostatecznie tożsamość gatunkową człowieka. Ekshibicjonizm podniesiony zostaje do rangi społecznej normy i zamieniony w swoistą konkurencję. I naprawdę nie jest takie ważne, czy niszczy się ludzką godność i prywatność przez pokazywanie, czy opisywanie.

W świetle praw człowieka prywatność i godność to dobra osobiste, którym przysługuje „niezbywalnośc i niezrzekalność”. Oznacza to, że obłudny argument — oni się wszyscy zgodzili, podpisali — jest fałszywy nie tylko z moralnej, ale i prawnej strony. Podobnie fałszywy jest argument obrońców tej formuły widowisk, mówiący, że o dobre imię uczestników i dobry smak dba cały sztab realizatorów, dokonujących selekcji i montażu materiałów zarejestrowanych przez kamery. Uczestnicy zostają uprzedmiotowieni już przez to, że tłum ludzi z telewizyjnego sztabu przegląda całość obrazu na taśmach, także tego obrazu z kamer w toaletach i sypialniach. Selekcja dokonywana jest nie pod kątem etycznych norm, ale ze względu na przepisy, pory emisji, a przede wszystkim ze względu na imperatyw „maksymalnej oglądalności”. Ponieważ trzeba przyciągnąć więcej widzów, prześcignąć konkurencję, wybiera się to, co ujawnia emocje, niecodzienne relacje, to, co najbliższe szoku i skandalu. Bo o tym będzie się następnego dnia mówić, pisać w bulwarowej prasie, to będzie się komentować w programach budujących otoczkę reality show.

Konkurencja nieuchronnie stawia te programy na równi pochyłej. Aby istnieć, wygrywać w wyścigu do pieniędzy z reklam, producenci muszą wymagać od realizatorów więcej sensacji, obnażonej intymności, więcej seksu i przemocy, więcej eksploatacji aktorów amatorów przemieniających się w gladiatorów globalnego Koloseum.

Wydaje się, że najbardziej szkodliwa społecznie jest rzeczywistość podwójnego kontekstu. Zamknięci stają się niby-wspólnotą. Mają poznawać się, zaprzyjaźniać, wiele rzeczy robić razem, pomagając sobie. Głębsza prawda o tej grupie, również znana każdemu z uczestników, jest inna. To jest stado, w którym typuje się kolejne sztuki do „odstrzału”. Sztuką jest zostać w grze, zwyciężyć w konkurencji. Tu trzeba nie tylko być lepszym, to znaczy zabawniejszym, bardziej wyzbytym wstydu — tu trzeba również rozwinąć taktykę donosu, typowania partnerów do eliminacji.

Podwójny kontekst — ludzkiej wspólnoty uczestniczącej w przygodzie i podgryzającego się stada w ręku niewidocznych sił — jak każdy podwójny kontekst wywołuje sytuację sprzyjającą schizofrenii, niszczącą osobowości przez ich rozdarcie. Mam wrażenie, że ta sytuacja podwójnego kontekstu przenosi się przez szklany ekran do świadomości widzów.

poprzednia strona 1 2 3 następna strona

Piotr Wojciechowski

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?