Czytelnia

Tomasz Wiścicki

Tomasz Wiścicki, Zwykły niezwykły ksiądz, WIĘŹ 2009 nr 4.

Bez propagandy

Przedramatyzowanie obrazu daje znać o sobie szczególnie w scenach ze stanu wojennego. Ktoś niezorientowany mógłby odnieść wrażenie, że w tym czasie nie sposób było przejść przez Warszawę, unikając pobicia przez ZOMO, a jadąc ulicą łatwo było wpaść pod czołg. Tymczasem przemoc oczywiście, bardzo ważna i jak najbardziej realna nie była bynajmniej wszechobecna, natomiast uzupełniona była tym, czego w filmie Rafała Wieczyńskiego nie ma prawie wcale: propagandą. To ona wzmacniała przemoc i osłabiała skłonność do oporu. Ludzie, którzy masowo przychodzili do kościoła św. Stanisława Kostki, niekoniecznie doświadczyli na sobie przemocy, natomiast wszyscy, bez wyjątku, miażdżeni byli lejącymi się z prasy, radia, telewizji masami kłamstw i podłości. Propaganda usiłowała zohydzić wszystko, co w Solidarności było najpiękniejsze. Okazywało się, że to nie miliony zwykłych ludzi zapragnęły prawdy i wolności: to garstka prowodyrów na żołdzie CIA omamiła bezwolne tłumy i sprowadziła Polskę na skraj przepaści. To właśnie przed tym kłamstwem ludzie chronili się w żoliborskiej oazie wolności i prawdy oraz wielu jej podobnym.

Tego wszystkiego przyznaję, trudniejszego do pokazania niż kordon ZOMO i armatki wodne w filmie brak. Stąd np. charakterystyczne nieporozumienie w ukazaniu zamordowania Grzegorza Przemyka. Cała historia ukazana jest prawdziwie i wiarygodnie, łącznie z tym, że zamordowany licealista nie został pokazany jako aniołek, co w niczym oczywiście nie zmniejsza bestialstwa morderców. Rzecz w tym, że po morderstwie widzimy od razu tłumny pogrzeb. Gdyby było tylko to cała operacja Przemyk byłaby z punktu widzenia władz kompletnym absurdem: zamordowano niewinnego chłopaka, wywołując słuszne oburzenie i zgrozę. Tymczasem było coś, co sprawiało, że ta akcja nie była bezsensowna: właśnie propaganda. Władze kłamały ostentacyjnie, można powiedzieć ponad miarę. Oskarżono całkowicie niewinnych sanitariuszy, wymuszając na nich przyznanie się do czegoś, czego nie mieli najmniejszego powodu ani nawet technicznej możliwości popełnić. Płynął z tego jasny sygnał dla społeczeństwa: możemy z wami zrobić wszystko na przykład zakatować niewinnego człowieka przy świadkach i podać jawnie absurdalną wersję tej śmierci a wy nie możecie nam zrobić nic. To było cyniczne i okrutne ale nie bezsensowne.

W filmowej postaci ks. Popiełuszki zabrakło moim zdaniem tego, co akurat najciekawsze. Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że recenzując dowolne dzieło można je zniszczyć, zarzucając, czego w nim zabrakło. Tu jednak chodzi o braki zasadnicze. Po pierwsze nie widzimy w filmie niezmiernie ważnej przemiany tej postaci. Zwykły ksiądz, jakich tysiące, w niektórych parafiach pozostawił po sobie wspomnienia i przyjaźnie, ale w innej w ogóle go nie zapamiętano. Poważnie choruje, trzeba więc znaleźć dla niego jakieś zajęcie nieco po omacku, nie odwołując się do jego szczególnych charyzmatów, bo też ich dotąd nie okazał. Skoro był w szpitalu, może być duszpasterzem służby zdrowia i nagle na jego Msze zaczynają przychodzić tłumy, od profesorów po pielęgniarki. Skoro tu mu się udało, niech zostanie duszpasterzem studentów Akademii Medycznej, mimo że nie zdradzał szczególnych aspiracji intelektualnych i znów strzał w dziesiątkę. Strajkujący hutnicy desperacko szukają księdza, który odprawiłby dla nich Mszę, wysiłki poszukiwaczy zbiegają się w dekanalnym (bo nie najbliższym Huty!) kościele, ks. Jerzy akurat ma czas i zostaje ich (nieformalnym, ale dosłownie dozgonnym) duszpasterzem i przyjacielem. Przemiana to wyjątkowa: z szarego księdza w wybitnego, charyzmatycznego duszpasterza.

poprzednia strona 1 2 3 4 następna strona

Tomasz Wiścicki

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?