Komentarze

wróć do menu komentarzy

wróć do archiwum

blog ks. Andrzeja Draguły

Mój komentarz do wszystkiego

blog ks. Andrzeja Draguły
13 lipca 2013
ks. Andrzej Draguła

O inicjałach Samarytanina




I jak tu jutro mówić kazanie? Ale może dobrze się składa, że jutro o Samarytaninie – o tym gorszym i wykluczonym, co to okazał się lepszy od „kapłana i sługi ołtarza”, którzy „popadli w hipokryzję” (Franciszek). To w gruncie rzeczy straszne, że tak bardzo skupili swój wzrok na drodze i na wyglądaniu świątyni na horyzoncie, że nie dostrzegli człowieka na poboczu. Teraz trzeba tę ewangelię odnieść do współczesności, jak każe homiletyka.

Przestrzegałbym tylko przed łatwymi aktualizacjami. Że ten Samarytanin to pewno ks. W. L., a hipokrytyczny kapłan to abp H. H. A może jeszcze inaczej: że ks. W. L. to ten pobity, zbójcy noszą inicjały pewnego arcybiskupa, a w Samarytanina wcielili się życzliwi dziennikarze, co niby z miłosierdziem i na swoich ramionach... Ks. Artur Stopka, po lekturze porannej prasy, dodał: „Można też tak, że zbójcy to dziennikarze i niektórzy politycy, napadnięty i pobity pewien hierarcha, a obojętny (skupiony na sobie) jeden medialny proboszcz..”. Można, ale obawiam się, że rzeczywistość jest bardziej skomplikowana.

„Jeśli napadnięty jest obrazem człowieka, wtedy Samarytanin może być tylko obrazem Jezusa. Bóg – obcy nam i daleki, wyruszył w drogę, by zająć się swym rozbitym stworzeniem. Bóg daleki stał się nam bliski w Jezusie Chrystusie” – mówi papież Benedykt XVI. I niech tak zostanie. To jedyne rozwiązanie tego równania metodą „przez podstawianie”, jakie jest właściwe. Hipokryzję zostawmy nam wszystkim. I nam wszystkim zbójectwo. To z tego trzeba się nam wszystkim nawracać, by Samarytanin mógł nosić także nasze inicjały.

„Musimy podjąć wysiłek zdobywania na nowo odwagi bycia dobrym. Okaże się to możliwe, jeśli sami staniemy się wewnętrznie »dobrzy«” – raz jeszcze Benedykt. Ale nie stanie się to nigdy, jeśli będziemy żyć w przekonaniu, że Lampedusa jest zawsze „gdzie indziej”. I jeśli z takim samym przekonaniem będziemy szli do ołtarza i od niego wracali. I kapłani, i słudzy ołtarza wszelacy po tej i tamtej jego stronie. Do kitu taka pobożność, bo – jak pisał ks. Jan Twardowski – „to wszystko psu na budę bez miłości”.

PS

Tekst ten w pierwotnej wersji ukazał się na FB, ale - lekko zmieniony - umieściłem go tu „na prośbę”.


Polecamy książki ks. Andrzeja Draguły:



Komentarze:



Komentarze niepołączone z portalem Facebook

2014-11-18 01:04:30 - BiG m

Tak, Samarytanin to Jezus, bo tylko On się wzruszy :-) tylko On odda to, co karczmarz wyda więcej na opiekę nad napadniętym. Bo to On jest wzgardzony.
Zachęca się do naśladowania Miłosiernego Samarytanina - stawia się Go na wzór, a przecież to Jezus.To Jezusa mamy naśladować - zaprzyj się samego siebie nos krzyż swój i Mnie naśladuj.
Tak trudno jest jednak gdy się patrzy na przypowieści powierzchownie bo ma się małą wiedzę religijną i o życiu - dostrzec ich piękno, głębię przesłanie!


Komentarz pojawi się po zaakceptowaniu przez moderatora.

archiwum (167)

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?